Ostatni raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego z prognozami dla światowej gospodarki wywołał wśród ekonomistów większe niż zwykle poruszenie. I to nie za sprawą pesymistycznych wniosków, bo tych powszechnie oczekiwano, ale mało znaczącego na pierwszy rzut oka aneksu technicznego. Waszyngtońska instytucja przedstawiła w nim wyniki swoich badań na temat tzw. mnożnika fiskalnego, czyli miary wrażliwości gospodarki na zmiany polityki pieniężnej. Okazało się, że w ostatnich latach ów mnożnik wynosił nie zwyczajowo przyjmowane 0,5, ale od 0,9 do nawet 1,7. Oznacza to, że cięcie wydatków publicznych o np. 1 proc. wartości produktu krajowego brutto powoduje spadek tego ostatniego o 0,9 do 1,7 proc., zamiast 0,5 proc. I odwrotnie: zwiększenie wydatków publicznych prowadzi do nieproporcjonalnie większego wzrostu PKB. A to prowadzi do wniosku, że nie ma lepszej recepty na kryzys gospodarczy niż keynesowska, czyli rozluźnienie polityki fiskalnej. Nic dziwnego, że niczym tonący brzytwy ustaleń MFW uczepiła się Grecja, która w zamian za międzynarodową pomoc musi ciąć deficyt budżetowy. Zresztą dyrektor zarządzająca waszyngtońskiej instytucji Christine Lagarde poszła Atenom w sukurs, opowiadając się za daniem im więcej czasu na doprowadzenie finansów publicznych do porządku. Triumf odtrąbił czołowy keynesista Paul Krugman, który od początku kryzysu namawia rządy do zwiększenia wydatków, aby zrekompensować malejące wydatki sektora prywatnego. Restrykcyjna polityka fiskalna w warunkach impotencji banków centralnych, które wyczerpały swoje możliwości stymulowania gospodarki, to według niego metoda na rozkręcenie depresyjnej spirali. W jej ramach cięcie wydatków publicznych przyczynia się do spadku PKB, wskutek czego rosną deficyt budżetowy i dług publiczny w relacji do PKB, co z kolei zmusza rząd do kolejnych cięć itd.
Radość Greków i broniących ich keynesistów okazała się jednak przedwczesna. Jak bowiem zauważyli dziennikarze „Financial Timesa", wyliczenia ekonomistów MFW?opierały się na wątpliwych przesłankach. Gdyby z grupy 28 państw, które objęli oni badaniami, wyłączyli Grecję i Niemcy, uzyskaliby inne wyniki. Podobnie byłoby, gdyby uwzględnili w tej grupie Estonię i Łotwę, dwa państwa, w których tradycyjna recepta na walkę z kryzysem się sprawdziła.
Portugalia nadzieją Południa
Podczas gdy Grecja i Hiszpania wciąż goszczą na pierwszych stronach gazet, relacjonujących ich pogłębiające się problemy gospodarcze, o tym, że kraje bałtyckie były niedawno w głębokiej recesji, mało kto już pamięta. Tymczasem niewiele było państw, w które globalny kryzys finansowy uderzył tak mocno. W 2009 r. PKB Estonii tąpnął o 14,3 proc., a Łotwy o 17,3 proc. Od szczytu do dołka spadek PKB był jeszcze głębszy. Ale już w II połowie 2010 r. obie gospodarki odzyskały stabilność, a w ub.r. nie było w UE państw, które rozwijały się szybciej. Pierwsza powiększyła się o 7,6 proc., druga o 5,5 proc. Także w tym roku, gdy Grecja piąty rok z rzędu tkwi w recesji, Łotwa i Estonia rosną.
Część ekonomistów wskazuje, że tempo wzrostu bałtyckich gospodarek nie jest aż tak imponujące, gdy weźmie się pod uwagę to, że pod względem poziomu rozwoju wciąż dzieli je od zachodniej Europy spory dystans, który siły konwergencji powinny skracać. Innymi słowy, w bogatszych gospodarkach znacznie niższe stopy wzrostu gospodarczego można uznać za spektakularne ożywienie. W tym kontekście wymienia się głównie Islandię i Irlandię, które znalazły sposób na opanowanie kryzysu bankowego i znów się rozwijają.
– Do tego grona należy jeszcze dodać Portugalię, która naprawdę dobrze sobie ostatnio radzi – powiedział „Parkietowi" Indermit Gill, główny ekonomista Banku Światowego ds. Europy i Środkowej Azji. Gdy się patrzy na prognozy dla tej iberyjskiej gospodarki, trudno w to uwierzyć: według MFW skurczy się ona w tym roku o ponad 3 proc., a w przyszłym o 1 proc. Niewykluczone jednak, że na fali swoich nowych odkryć waszyngońska instytucja tym razem przeszacowała wpływ, jaki na koniunkturę w Portugalii będzie miała restrykcyjna polityka fiskalna. Bo zdaniem Gilla właśnie to, że Lizbona stara się sprostać warunkom międzynarodowej pomocy, wkrótce sprawi, że dołączy ona do grona państw, które wyszły z mroków kryzysu.