Podtrzymuję swoją projekcję przebiegu głównych polskich indeksów w naszym kraju w ostatnich miesiącach roku, która zakładała dwumiesięczny postój w trwającej od czerwca fali wzrostowej. Zgodnie z tym scenariuszem pierwsza, spadkowa faza korekty powinna właśnie się kończyć, a następujące po niej odreagowanie może wynieść główne indeksy do poziomów z początku października. Ponieważ nie sądzę, żeby „niedźwiedzie" tak łatwo odpuściły sobie możliwość przepuszczenia kolejnego ataku na ostatnie dołki, wydaje mi się, że na początku grudnia ponownie możemy się znaleźć na poziomie z końca ubiegłego miesiąca. Usprawiedliwień do takiego zachowania się rynku na pewno nie zabraknie, a polityczne przepychanki związane z limitem zadłużenia oraz fiskalnym klifem w Stanach będą należały do najbardziej gorących tematów.
Przyzwyczajeni do ustanawiania przez indeksy kolejnych maksimów amerykańscy inwestorzy ubiegłego miesiąca na pewno nie mogą uznać za udany, w szczególności na tle innych giełd świata. Spadki indeksów od 2 proc. w przypadku S&P500 i Dow Jonesa, przez 3 proc. dla wskaźników reprezentujących małe spółki, aż po prawie 5-proc. przecenę na indeksie firm technologicznych Nasdaq, mogły zrobić wrażenie i wzbudzić ich niepokój o charakter tego ruchu. Moim zdaniem spadek na giełdach w USA stanowił pierwsza falę korekty, która powinna pokazać prawdziwą naturę właśnie w listopadzie. Zakładam, że istotne poziomy wsparcia dla amerykańskich indeksów, wyznaczone m.in. przez długoterminowe średnie, powinny również tym razem dać odpór fali obaw ogarniającej inwestorów.
A niemieckie średniaki mają się dobrze
O korekcyjnym charakterze ostatnich spadków w USA świadczy zachowanie się wielu światowych indeksów, które, tak jak niemiecki indeks średnich spółek MDAX, nawet nie odczuły pogorszenia nastrojów na amerykańskim parkiecie. Innym argumentem jest zachowanie rynków wschodzących. Uznawane za ryzykowne aktywa powinny teoretycznie w większym stopniu odczuć spadki w USA. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Indeks rynków wschodzących praktycznie nie zmienił wartości przez ostatnie kilka tygodni, dokładnie tak samo jak niemiecki DAX. Zadziwiająca siła, jak na rosnący od pewnego czasu sceptycyzm wśród amerykańskich inwestorów.
Również rynek obligacji, który zazwyczaj z dużą siłą reagował na pogorszenie nastrojów na akcjach, uznając je za zwiastun pogorszenia się sytuacji gospodarczej i nawrotu obaw deflacyjnych, tym razem nie poszedł za sygnałem płynącym z amerykańskiego rynku akcji. Różnicę widać jest w szczególności przy porównaniu obecnej korekty z paniczną ucieczką od ryzyka, jaką przechodziliśmy w maju bieżącego roku.
Martwią przychody amerykańskich firm
Jednym z głównych czynników, jaki wpłynął obecnie na słabe postrzeganie perspektyw rynkowych przez inwestorów zza oceanu, było rozczarowanie wypracowanymi przez amerykańskie firmy wynikami finansowymi za trzeci kwartał. Chociaż raportowane zyski w dużej mierze przekroczyły oczekiwania analityków, to jednak główny nacisk w komentarzach położono na niższy od przewidywań poziom uzyskanych przychodów. Oczywiście gorsze wyniki finansowe spółek oraz ich niższa niż dotąd dynamika są zupełnie naturalne w okresie globalnego spowolnienia gospodarczego. W przypadku Stanów jest jednak ten problem, że oczekiwania analityków dotyczące kolejnych kwartałów, chociaż powoli spadają, w dalszym ciągu sugerują gwałtowne odwrócenie się trendu spadku tempa przyrostu zysków.