Najwięcej w tym roku dawały zarobić giełdy egzotyczne. Inwestor, który nie bał się ryzykować zainwestowania tam swoich pieniędzy i potrafił zyskać dostęp do tych rynków, mógł liczyć na dużą stopę zwrotu. Od początku stycznia do poniedziałkowego popołudnia najmocniej, spośród wszystkich indeksów giełdowych świata, zyskał główny indeks parkietu w Caracas. Wzrósł on aż o około 305 proc.
Rynki wysokiego ryzyka
Skala zwyżek na wenezuelskiej giełdzie zdumiewa nie tylko swą wielkością. Co sprawiło, że szerokim strumieniem napływały pieniądze na rynek kraju rządzonego przez nieprzewidywalnego socjalistycznego dyktatora Hugo Chaveza, człowieka, który od 1999 r. znacjonalizował ponad 1 tys. spółek, toczył boje z takimi naftowymi gigantami jak Exxon Mobil i ConocoPhillips, wprowadzał mechanizmy kontroli cen i dewaluował walutę? Analitycy wskazują, że kluczowym czynnikiem były październikowe wybory prezydenckie. Inwestorzy przez większą część roku kupowali akcje licząc, że Chavez je przegra. Wenezuelski przywódca, by zmobilizować swój elektorat zwiększył przez pierwsze osiem miesięcy roku wydatki budżetowe o ponad 40 proc. Stymulacja fiskalna doprowadziła do przyspieszenia wzrostu gospodarczego. O ile w 2011 r. wyniósł on 4,2 proc., to w tym roku będzie prawdopodobnie bliski 6 proc. Gdy 7 października Chavez wygrał wybory, główny indeks giełdy w Caracas spadł o 3 proc. Od początku listopada znowu mamy do czynienia ze zniżką. Część inwestorów doceniła to, że wenezuelski wzrost gospodarczy przyspiesza, ale wielu innych prawdopodobnie uznało, że chory na raka Chavez ma przed sobą krótkie rządy. Przyszły rok może się okazać jednak bardzo kiepski dla inwestorów, którzy ulokowali pieniądze na giełdzie w Caracas. – Po tym jak skończyła się kampania wyborcza, rząd musi się zastanowić, jak zasypać fiskalną przepaść, którą wykopał w tym roku. Pojawiają się już plotki, że Chavez znacjonalizuje banki, co poprzedzi dewaluację boliwara, wenezuelskiej waluty – ostrzega Walter Molano, analityk z BCP Securities.
Na drugim miejscu w zestawieniu największych zwyżek giełdowych zajęła giełda w Namibii. Indeks Namibia Overall wzrósł w ciągu roku o 78 proc. Najbardziej niezwykłe w tym jest to, że przez większą część roku rósł on bardzo umiarkowanie, dopiero 14 grudnia nagle wystrzelił o 56 proc. Namibijski rynek jest mało płynny i dosyć ryzykowny, więc raczej nie będzie cieszył się dużym zainteresowaniem inwestorów.
Stambulskie okazje
O wiele lepiej wyglądają perspektywy dla zdobywcy trzeciego miejsca w zestawieniu najlepszych rynków akcji 2012 r.: Istambułu. ISE 100, czyli główny indeks istambulskiej giełdy, wzrósł w tym roku o 49 proc. Ten rynek przyciągał inwestorów głównie dlatego, że turecka gospodarka jest w dobrej kondycji. Rządowi i bankowi centralnemu udało się ją przeprowadzić przez trudny proces miękkiego lądowania gospodarczego. Wzrost tureckiego PKB wyniesie w tym roku prawdopodobnie 3,2 proc., a w przyszłym 4 proc. Rząd jest przyjazny dla zagranicznych inwestorów, co przejawia się m.in. w reformie prawa o rynkach kapitałowych. W listopadzie Fitch nadał Turcji rating klasy inwestycyjnej, a wielu analityków spodziewa się, że w jego ślady pójdą inne agencje ratingowe, co umożliwi większy przypływ kapitału na turecki rynek.
– Spodziewam się, że w przyszłym roku dojdzie do podwyżek ratingów. To otworzy wiele drzwi. Wiele funduszy emerytalnych z UE może przecież inwestować jedynie w aktywa z krajów mających rating klasy inwestycyjnej u co najmniej dwóch głównych agencji. Podwyżka ratingów doprowadzi więc do napływu kapitału do Turcji. Oczywiście, możemy mieć do czynienia również z realizacją zysków, ale sytuacja w Turcji jest o wiele lepsza niż w podobnych państwach. Turcja to najatrakcyjniejszy rynek obszaru EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka) – mówi „Parkietowi" Erkan Klimci, dyrektor zarządzający Erste Securities w Istambule.