Spodek, spodeczek, miseczka, a czasem nawet rondel. Dla przeciętnego zjadacza chleba to pojęcia ze świata naczyń kuchennych. Dla giełdowego inwestora to różne określenia tej samej formacji liniowej, fachowo zwanej zaokrąglonym dnem. Czym jest owe dno? Jest to figura zapowiadająca odwrócenie dotychczasowego trendu spadkowego i co najważniejsze, należy do jednej z najbardziej zyskownych.
Na wykresach spółek z warszawskiej giełdy pojawiło się ostatnio wiele takich formacji. Warto więc poznać teorię spodków i skonfrontować ją z prawdziwymi przykładami, podanymi poniżej przez ekspertów od analizy technicznej.
Schyłek bessy
Kuchenny żargon to oczywiście pochodna kształtu formacji. Spodek formuje się bowiem najczęściej u schyłku trendu spadkowego, którego impet powoli się wyczerpuje i kurs łagodnie zakręca ku górze. Ujmując to bardziej obrazowo – niedźwiedzie wypadają z rynku, a powoli wkraczają na niego byki. Aktywność inwestorów podczas powstawania formacji jest znikoma, dlatego wykres wolumenu również przypomina spodek. Nagłe zwiększenie obrotów podczas formowania się prawej części formacji zwiastuje nadchodzące wybicie i rozpoczęcie fali wzrostowej. Jak ustalić moment wybicia? Zgodnie z podręcznikiem analizy technicznej należy linią połączyć lokalne szczyty utworzone podczas formowanie się spodka. Wyjście ponad tę linię będzie potencjalnym sygnałem kupna.
Najważniejszym wsparciem całej formacji jest jej dno. Jego przebicie w dół oznacza zanegowanie wymowy figury, dlatego poziom ten może stanowić dobre miejsce na zlecenie stop loss.
Najsłabszym punktem strategii gry opartej na spodku jest trudność precyzyjnego określenia zasięgu wzrostu po wybiciu. Teoria jest w tym temacie mało dokładna, ale praktycy rynkowi proponują stosować zasięgi Fibonacciego lub po prostu najbliższe poziomy technicznych oporów.