Inwestowanie za granicą kusi, ale nadal dość drogie

Od­se­tek pol­skich in­we­sto­rów han­dlu­ją­cych na za­gra­nicz­nych gieł­dach wciąż jest nie­du­ży. Do­my ma­kler­skie ob­ni­ża­jąc pro­wi­zje chcą ich za­chę­cić do wyjścia poza Polskę. Czy to wy­star­czy aby gro­no ama­to­rów han­dlu w USA

Aktualizacja: 16.02.2017 00:56 Publikacja: 27.01.2013 18:20

Inwestowanie za granicą kusi, ale nadal dość drogie

Foto: Bloomberg

Na naszym rynku jest coraz więcej domów maklerskich, które dają swoim klientom możliwość zawierania transakcji na rynkach zagranicznych. Mimo że handel za granicą zyskuje coraz większą rzeszę zwolenników, w Polsce jest to wciąż mało popularny sposób inwestowania pieniędzy – twierdzą maklerzy.

– Na ekspozycję na rynki zagraniczne, poprzez bezpośrednie inwestycje w instrumenty notowane na zagranicznych giełdach, decyduje się niewielki odsetek klientów. Jest to prawidłowość obserwowana globalnie – mówi Roland Paszkiewicz, dyrektor działu analiz CDM Pekao. Co jest główną przyczyną takiego stanu rzeczy? Czy jest szansa aby to się zmieniło?

Kosztowna dywersyfikacja

Głównym problemem, dla którego inwestorzy nie decydują się na inwestycje na zagranicznych rynkach, są przede wszystkim wysokie koszty takich operacji. Aby bowiem inwestycja była opłacalna często trzeba wyłożyć co najmniej kilkanaście tysięcy dolarów bądź też euro (w zależności na jakim rynku dokonujemy transakcji). Mniejsza skala operacji jest często nieopłacalna, gdyż nawet dodatni wynik na transakcji zjadają wciąż dość wysokie prowizje brokerskie. Minimalne opłaty za transakcje osiągają poziom nawet 100 dolarów/euro.

– Mimo że wraz z upływem czasu dostęp do rynków zagranicznych staje się coraz łatwiejszy i bardziej powszechny, obecnie zaledwie kilka procent spośród wszystkich inwestorów indywidualnych aktywnie inwestuje za granicą. Główną przeszkodą mogą być wciąż wyższe niż w przypadku GPW prowizje maklerskie oraz opłaty rozliczeniowe – potwierdza Marcin Hysa z biura maklerskiego Deutsche Banku PBC.

Niektóre domy maklerskie nakładają ograniczenia w możliwości zawierania transakcji za granicą. Przykładowo w DM?PKO BP, inwestor który chce rozszerzyć swoją aktywność na inne rynki, musi wyłożyć co najmniej 50 tys. zł. W przypadku Domu Inwestycyjnego DI?BRE Banku bariera wejścia wynosi aż 500 tys. zł.

– Nasza oferta jest skierowana przede wszystkim do bardzo zamożnych klientów i dużych inwestorów instytucjonalnych. Zauważamy, że coraz więcej inwestorów myśli o rynkach zagranicznych. Jest to dobry pomysł na dywersyfikację i tworzenie bardziej skomplikowanych strategii inwestycyjnych – mówi Marzena Łempicka-Wilim wicedyrektor Departamentu Sprzedaży Instytucjonalnej DI?BRE Banku.

Jak dodają przedstawiciele domów maklerskich ekspozycja na rynki zagraniczne może być szczególnie interesująca w okresie, kiedy warszawska giełda zachowuje się relatywnie gorzej niż jej zachodnie odpowiedniki. Zdaniem specjalistów kusić może także perspektywa inwestycji w bardzo płynne i rozpoznawalne na całym świecie marki.

– Dla inwestorów dysponujących portfelem akcji o znacznej wartości, dobór walorów zagranicznych może być też dobrym sposobem na jego dywersyfikację lub zajęcie ekspozycji na wybrany przez siebie rynek zagraniczny. Zagranicznymi inwestycjami interesują się także inwestorzy osiągający dochody w walutach innych niż polski złoty – tłumaczy Hysa.

Już teraz inwestorzy zainteresowani inwestycjami na innych giełdach mają w czym wybierać. Standardem jest, że brokerzy udostępniają swoim klientom dostęp do największych rynków. Na tym oferta się jednak nie kończy. Często inwestorzy dostają także możliwości gry na innych, czasami bardzo egzotycznych parkietach.

Stany Zjednoczone przede wszystkim

Największym zainteresowaniem cieszą się inwestycje na giełdach w Stanach Zjednoczonych. W Europie prym zaś wiodą Niemcy oraz Wielka Brytania. Jak szacują przedstawiciele domów maklerskich, udział transakcji na tych trzech rynkach stanowi od 70 do 90 proc. wszystkich zawieranych przez ich klientów na rynkach zagranicznych.

Jak jednak dodają brokerzy również inne rynki zyskują coraz większą popularność wśród polskich graczy. W ostatnim czasie coraz częściej inwestorzy decydują się na zakupy m.in. na rynku tureckim. Nie jest to wielkie zaskoczenie. W ub.r. tamtejszy indeks ISE100 zyskał ponad 50 proc.

Zdaniem specjalistów czasami jednak dobre zachowanie zagranicznego indeksu to za mało, aby klient zainteresował się danym rynkiem. Jak mówi Paszkiewicz, można określić co najmniej trzy przypadki, w których inwestorzy decydują się na zakup zagranicznych aktywów notowanych na innych niż GPW giełdach. – Na tego typu transakcje decydują się przede wszystkim osoby, które mają wiedzę dotyczącą jakiegoś rynku lub spółki większą niż w przypadku instrumentów notowanych na GPW. Często także jest tak, że inwestorzy mają silne przekonanie o niedowartościowaniu jakiegoś instrumentu. Dodatkowo zdarzają się sytuacje, że dany instrument instrument finansowy daje ekspozycję na sektor niedostępny na GPW – wylicza.

Kurs walutowy – broń obosieczna

Oczywiście, poza wszystkim zaletami, jakie niesie ze sobą handel na rynkach zagranicznych nie można zapominać także o zagrożeniach i niedogodnościach związanych z tego typu inwestycjami.

– Ważną kwestią jest ryzyko walutowe, z jakim wiąże się zakup instrumentów denominowanych w walutach obcych – przypomina Hysa.

Nawet jeśli akcje, w które zainwestowaliśmy rosną, nie oznacza to, że nasza transakcja przyniesie zysk (nawet po odliczeniu kosztów transakcji). Wzrost może być bowiem zniwelowany przez umocnienie złotego. Oczywiście tak jak w przypadku innych inwestycji zagranicznych wahania kursów to broń obosieczna. Osłabienie złotego może bowiem spowodować, że nasza inwestycja przyniesie większy niż to wynika z tabeli giełdowej zysk.

Jak jednak przekonują przedstawiciele domów maklerskich inwestowanie na rynkach zagranicznych ma więcej zalet niż wad. Sami brokerzy starają się uatrakcyjnić klientom inwestowanie na giełdach zagranicznych i nie polega to już tylko na udostępnieniu większej ilości rynków.

Niedawno KBC Securities ogłosił, że obniża prowizje od transakcji na rynkach zagranicznych. Na rynkach amerykańskich wynosi 0,39 proc. co jest porównywalne z ofertą biur maklerskich przy składaniu zleceń na rynku polskim. Warto jednak dodać, że minimalna wartość prowizji wynosi 8 dolarów, co w przeliczeniu na naszą walutę daje około 25 zł, czyli zdecydowanie więcej niż na rynku polskim. Nie tylko KBC Securities zdecydowało się na zmianę tabeli prowizji. Do podobnego kroku szykuje się także CDM Pekao oraz DM Pekao. Nowe opłaty mają obowiązywać od połowy lutego. Procentowe prowizje zostaną obniżone z 0,59 proc. do 0,4 proc. Zamiast jednak wymogu minimalnej prowizji zostanie wprowadzona stała dodatkowa opłata.

Niższe opłaty to za mało?

Mimo obniżek opłat transakcyjnych część maklerów nie wierzy, aby inwestycje na rynkach zagranicznych podbiły serca krajowych graczy.

– Pomimo znaczącego obniżenia barier kosztowych, administracyjnych i informacyjnych widać wyraźnie, że dopóki lokalne instrumenty finansowe umożliwiają realizację założonych strategii inwestycyjnych, nie ma wielkiej pokusy do inwestowania na innych rynkach – tłumaczy Paszkiewicz.

Filip Gorczyca, menedżer w zespole ds. rynków kapitałowych, PwC

Jeśli chodzi o ryzyko związane z inwestowaniem na zagranicznych giełdach, to należy mieć na uwadze, że do katalogu ryzyk dochodzi jedno bardzo istotne –  walutowe. Ponadto trudniejsze i bardziej kosztowne może być ewentualne dochodzenie swoich praw i roszczeń w razie jakichkolwiek problemów. Natomiast poza tymi różnicami, to ogólnie rzecz ujmując, poziom ryzyka związany z giełdami zagranicznymi uwarunkowany jest tym, na jakim rynku i w jakie instrumenty decydujemy się inwestować. W zależności od tego ryzyko może być albo mniejsze, albo większe. Warto też zaznaczyć, że dywersyfikacja naszych inwestycji poprzez ulokowanie części środków na innych giełdach sama w sobie obniża ryzyko całego portfela. Jednak z pewnością nie należy podejmować takich decyzji zbyt pochopnie. Powinniśmy mieć pewność, że mamy odpowiednią wiedzę i rozumiemy, w co zamierzamy zainwestować. Jeśli chodzi o 19-proc. podatek, to niestety nie ma prostych możliwości jego uniknięcia i zapłacimy go niezależnie od tego, czy dochód osiągniemy, inwestując na rynku polskim czy na rynkach zagranicznych.

-kmk

Grzegorz Pułkotycki, analityk, DM BZ WBK

Warto inwestować na giełdach zachodnich i to nie tylko dlatego, że są to rynki rozwinięte, z  większą liczbą spółek, wyższą kapitalizacją i płynnością oraz z regularnymi dywidendami. Za inwestycjami na giełdach zagranicznych przemawia co najmniej kilka argumentów. Przede wszystkim dywersyfikacja geograficzna obniża ryzyko portfela, a dodatkowo stwarza wiele możliwości inwestycyjnych, które często nie byłyby możliwe na rodzimym rynku inwestora. Dobrym przykładem jest tutaj okres II półrocza 2011 r. i I półrocza 2012 r., gdy w Stanach Zjednoczonych trwała regularna hossa, podczas gdy polski rynek po silnych spadkach pozostawał we frustrującym trendzie bocznym. Z perspektywy bardziej doświadczonych inwestorów warto podkreślić, że operowanie szczególnie na dojrzałych rynkach daje możliwość realizowania bardziej wyszukanych strategii inwestycyjnych czy inwestowania w branże, które lokalnie są słabo bądź w ogóle niereprezentowane. Wyjście poza rynek lokalny stwarza również możliwości wykorzystywania nieefektywności w wycenie podobnych instrumentów finansowych.

Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?
Analizy rynkowe
Czy Święty Mikołaj zawita w tym roku na giełdę?