Wśród ponad 400 spółek notowanych na GPW możemy spotkać różne przypadki. Niektóre firmy komunikują się z rynkiem wyłącznie za pomocą obowiązkowych raportów publikowanych w ESPI i nie udzielają żadnych dodatkowych informacji. Inne natomiast są nadgorliwe i z pomocą agencji public relations zalewają rynek powodzią newsów (różnej jakości, często o charakterze bardziej marketingowym niż informacyjnym). Która strategia jest skuteczniejsza z punktu widzenia inwestora, zainteresowanego wzrostem wyceny posiadanych przez niego akcji?
– Na wycenę spółek giełdowych wpływa bardzo wiele czynników. Niewątpliwie jednym z nich jest jakość polityki informacyjnej. Dobra komunikacja niezależnie od tego, czy dotyczy złych, czy pozytywnych wydarzeń w spółce, wpływa zarówno na wiarygodność spółki, jak i jej zarządu. Jednocześnie wpływa na budowanie długofalowego zaufania rynku do takiego podmiotu. Badania, które prowadziliśmy wskazują, że inwestorzy są gotowi więcej płacić za takie spółki. Praktyka pokazuje, że faktycznie tak jest – mówi Piotr Cieślak, wiceprezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.
Rynek potrafi ukarać za brak informacji
Giełda to nie tylko chłodna kalkulacja, ale również emocje. Rynek bardzo nie lubi negatywnych niespodzianek i często reakcja inwestorów jest mocniejsza, niż można by się spodziewać. Dlatego jest tak ważne, by – szczególnie w przypadku negatywnych wieści – dostarczyć rynkowi możliwie pełną informację. Przykładem może być reakcja na ubiegłoroczny komunikat Bomi, o tym że jeden z wierzycieli spółki chce jej upadłości likwidacyjnej. W ciągu jednego dnia kapitalizacja skurczyła się aż o jedną trzecią. Tymczasem chodziło o zobowiązania o wartości zaledwie ok. 100 tys. zł. Zapewne gdyby ta kwota znalazła się w komunikacie, reakcja inwestorów byłaby znacznie bardziej wyważona.
O tym jak boleśnie brak informacji może się odbić na wycenie akcji, przekonali się też udziałowcy Rovese. Kurs tej spółki w ciągu jednego dnia spadł aż o 42 proc. Powodem przeceny był brak wystarczających informacji na temat zapowiedzianych przejęć firm należących do Michała Sołowowa, strategicznego akcjonariusza Rovese. Mocno w ostatnich miesiącach stopniała też kapitalizacja Wilbo. Bezpośrednią przesłanką była informacja o złożeniu wniosku o upadłość likwidacyjną spółki. Potem jednak nastąpiła seria niejasnych komunikatów (m. in. zmiany w zarządzie i sprzedaż akcji przez głównych udziałowców), które dodatkowo zaciemniły sytuację wokół spółki i nie pomogły kursowi się odbić.
– Wiarygodność buduje się latami, a działając nietransparentnie traci w ciągu chwili. Warto też zwrócić uwagę, że nie tylko inwestorzy indywidualni, ale także fundusze mają niższą skłonność do inwestowania w podmioty ograniczające się do absolutnego minimum informacyjnego – mówi Cieślak.