Główny indeks szanghajskiej giełdy Shanghai Composite Index tąpnął wczoraj o 3,7 proc. To jego największy spadek od sierpnia 2011 r. Inwestorów zaniepokoiło ogłoszone w piątek przez chiński rząd zaostrzenie polityki kredytowej. Podobne działania Pekinu w I połowie 2010 r. przyczyniły się do korekty na światowych giełdach. Wczoraj też akcje taniały na większości parkietów, ale oznak paniki nie było widać.
Władze mogą przesadzić
W piątek wieczorem chińskie władze zapowiedziały, że uszczelnią pobór 20-proc. podatku od zysków z inwestycji w nieruchomości. Zamierzają też podwyższyć oprocentowanie kredytów zaciąganych na zakup drugiej nieruchomości w miastach, gdzie ich ceny rosną najszybciej. Takie kredyty będą również wymagały większego wkładu własnego. W ten sposób Pekin chce zapobiec bańce na rynku nieruchomości. Ale, podobnie jak w 2010 r., inwestorzy obawiają się, że władze Państwa Środka zanadto schłodzą koniunkturę w drugiej największej gospodarce świata.
– Szczegóły planowanych ograniczeń ogłoszą wkrótce odpowiednie ministerstwa, lokalne rządy i Ludowy Bank Chin. Dlatego rynki muszą traktować piątkowy edykt poważnie. Należy się spodziewać przeceny aktywów finansowych powiązanych z rynkiem nieruchomości – ocenił Ting Lu, główny ekonomista ds. Chin w Bank of America-Merrill Lynch.
W poniedziałek główny szanghajski indeks rzeczywiście w dół ciągnęły przede wszystkim akcje deweloperów. Ale zdaniem części ekonomistów, działania Pekinu na rzecz schłodzenia koniunktury na rynku nieruchomości mogą mieć poważniejsze konsekwencje.
Zdaniem Daniela Farleya z firmy inwestycyjnej StateStreet Global Advisors, decyzje chińskich władz to element normalizowania polityki pieniężnej przez główne banki centralne. Taką normalizację widać w strefie euro, gdzie bilans EBC kurczy się w związku ze spłatami pożyczek przez banki komercyjne. Z kolei w USA w ostatnich tygodniach przedstawiciele Fedu coraz więcej mówią o swoich obawach związanych z kontynuowaniem skupu aktywów za wykreowane pieniądze.