Powyższy pesymizm wynika z prostej przyczyny. Nie ma gwarancji, że kiedy przejdę na emeryturę, rząd będzie chciał wypłacać mi świadczenia. Tzn. chcieć to może akurat będzie chciał, tylko może się zdarzyć, że nie będzie miał z czego. Jestem także znakomicie świadomy tego, że przez najbliższe kilkadziesiąt lat politycy jeszcze nieraz będą majstrować przy systemie emerytalnym, co prędzej czy później skończy się likwidacją OFE. I nie ważne, czy zostanie to zrobione jednym cięciem, czy stopniowo. OFE za 10 lat nie będzie.
Kategorycznie nie zgadzam się z jakimkolwiek pomysłem (nieważne, w którym wariancie) przewidującym zabranie OFE pieniędzy, które do tej pory zainwestowały w obligacje Skarbu Państwa, jak również tych, które dopiero mają zainwestować w latach przyszłych. OK, rozumiem, że to jest nieefektywne i że środki, które OFE inwestują w obligacje zwiększają państwowy dług. No tak, a jakże inaczej ma być?! Przecież nikt tego nie ukrywał, że tak będzie, jak obecny system był tworzony. Część naszej składki jest przekazywana do OFE i mogą sobie z nią robić co chcą (oczywiście zgodnie z prawem), a że części pieniędzy brakuje przez to w ZUS, to chyba nie jest wina OFE, tylko niewydolnego systemu emerytalnego, złej demografii itd. W konsekwencji powoduje to, że rząd nie ma pieniędzy na przykrycie dziury w ZUS. To jak nie ma, to niech znajdzie pieniądze gdzie indziej, a nie zabiera moje.
Nie wiem, czy wszyscy są świadomi, ale rząd chce zabrać OFE, czyli w zasadzie nam wszystkim, pieniądze zainwestowane w obligacje Skarbu Państwa i... umorzyć. Jest tych obligacji zgromadzonych łącznie na kwotę 150 mld zł, co stanowi około 16 proc. zadłużenia państwa. Wykonując ten ruch rząd jednym pociągnięciem, nie wydając ani złotówki, zredukuje dług właśnie o 16 proc. Kwotę tę zapisze na naszych rachunkach w ZUS. Pięknie, prawda? Rząd nie będzie musiał kombinować skąd wziąć 150 mld zł na wykup obligacji i załatwi sprawę zmianą cyferek w arkuszu kalkulacyjnym, tj. trochę zwiększy nasz wirtualny stan posiadania na naszych indywidualnych kontach w ZUS. Te 150 mld zł stanowi też około 60 proc. wszystkich środków OFE. Żeby lepiej zobrazować sytuację, posłużmy się przykładem. Przed zmianą mam na rachunku kwotę 1000 zł, a po zmianie będę miał 400 zł i pozostałe 600 zł na wirtualnym rachunku w ZUS. Nie wiem, jak dla Państwa, ale dla mnie oznacza to stratę właśnie 60 proc. w ciągu jednego dnia.
Ale żeby nie było, że pieniądze znikają, to, przynajmniej według ministra Rostowskiego, zostaną nam one wypłacone w przyszłych emeryturach. Jest w tym jeden szkopuł. Aktualnie wszystkie te pieniądze zostaną wypłacone osobom, które teraz są na emeryturze (wszakże w ZUS jest ciągła powiększająca się dziura), a świadczenia przyszłych emerytów zostaną wypłacone... z pewnością podczas kadencji zupełnie innego rządu.