Dwa lata temu zwróciłem się do narodu irlandzkiego, mówiąc, że chcę być premierem, który odzyska naszą suwerenność ekonomiczną i niepodległość. Realizacja tego celu jest już w naszym zasięgu – mówił niedawno w parlamencie irlandzki premier Enda Kenny. W ten sposób ogłaszał, że 15 grudnia 2013 r. Republika Irlandii wróci na międzynarodowy rynek długu. Trwająca blisko trzy lata kuratela trojki (Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego) zostanie zakończona. Irlandia to pierwszy kraj strefy euro objęty pomocą finansową, któremu może się udać taka sztuka. Niejako na znak końca międzynarodowego nadzoru nad finansami państwa parlament przyjął budżet przewidujący mniejsze cięcia fiskalne i podwyżki podatków niż początkowo zaplanowano (1,5 proc. PKB zamiast 1,8 proc. PKB). Michael Noonan, minister finansów, podczas debaty parlamentarnej poświęconej siódmemu z rzędu budżetowi oszczędnościowemu zacytował fragment wiersza „Wielkanoc, 1916" W. B. Yeatsa: „Zbyt długie poświęcenie może uczynić z serca kamień". Powszechnie odebrano to jako zapowiedź stopniowego odchodzenia przez Irlandię od fiskalnego zaciskania pasa.
Szczególny przypadek
Irlandia radzi sobie najlepiej spośród „słabych ogniw" strefy euro. Kraj ten wyszedł z recesji w drugim kwartale 2013 r. Wzrost gospodarczy, według prognoz MFW, wyniesie na Zielonej Wyspie w tym roku 0,6 proc., by przyspieszyć w przyszłym roku do 1,8 proc., i będzie szybszy niż we Francji czy w Niemczech. Część prognoz mówi, że irlandzki PKB może wzrosnąć w 2014 r. nawet o 2,7 proc. Wszystkie cele wyznaczone przez trojkę w porozumieniu pomocowym z 2010 r. zostały osiągnięte. Zaufanie Irlandii okazał również rynek. Rentowność irlandzkich obligacji dziesięcioletnich spadła z 14 proc. w lipcu 2011 r. do 3,5 proc. w tym tygodniu. Irish Stock Exchange Overall Index, czyli główny indeks giełdy w Dublinie, zyskał przez ostatnie 12 miesięcy blisko 40 proc., gdy np. WIG ponad 20 proc.
Bruksela i Berlin lubią przedstawiać Irlandię jako przykład na to, że można przełknąć gorzką pigułkę fiskalnych reform narzuconych przez trojkę, przeżyć to i wrócić do fazy rozwoju ekonomicznego. Problem w tym, że Irlandia jest złym przykładem – to przypadek szczególny. Jej specyfika gospodarcza bardzo mocno się różni od greckiej, włoskiej czy hiszpańskiej.
Przed wybuchem kryzysu irlandzka gospodarka rozwijała się niezwykle dynamicznie (PKB wzrósł w 2006 r. o 5,5 proc.) dzięki nowoczesnemu przemysłowi budowanemu przez zagranicznych, głównie amerykańskich, inwestorów. Irlandia przyciągała zagraniczne koncerny, kusząc je stawką CIT wynoszącą 12,5 proc., przyjaznym reżimem prawnym i wykwalifikowaną, znającą angielski siłą roboczą. W odróżnieniu od Grecji czy Hiszpanii, kraj niewiele stracił ze swojej konkurencyjności po przystąpieniu do strefy euro. Główną przyczyną kryzysu okazała się nadmierna deregulacja sektora bankowego oraz bańka na rynku nieruchomości napędzana w dużej mierze przez niskie stopy procentowe ustalane przez EBC. Irlandia prawdopodobnie nie musiałaby prosić w 2010 r. o 85 mld euro pomocy finansowej, gdyby w 2008 r. nie została w wyniku nacisków EBC zmuszona do przejęcia wartych wówczas 60 mld euro zobowiązań pięciu banków. – Niemieckie banki poniosłyby duże straty, gdyby Irlandia zrobiła wówczas to samo co Islandia. Decyzja o przejęciu zobowiązań okazała się jednak katastrofalna dla Irlandii – przypomina Megan Greene, ekonomistka z firmy badawczej Maverick Intelligence.
Nieco inny charakter niż w Europie Południowej miały również „reformy" narzucane przez trojkę. Irlandzcy politycy wykazali się niesamowitą asertywnością i obronili przed zakusami Niemiec dotychczasową stawkę podatku CIT na Zielonej Wyspie. Starali się też, by zaciskanie pasa w jak najmniejszym stopniu dotknęło gorzej zarabiających obywateli. Nie było więc w Irlandii obniżki emerytur czy zasiłków dla bezrobotnych. Podwyżki podatków objęły wszystkich, ale w większym stopniu lepiej zarabiających. Płace w budżetówce obcięto, ale w latach przed kryzysem mocno one wzrosły. Fiskalne zaciskanie pasa było warte łącznie aż 19 proc. PKB, a przez to uciążliwe dla gospodarki, ale nie wywołało społecznego chaosu, takiego jak np. w Grecji. Choć związki zawodowe porównywały narzucone przez trojkę fiskalne zaciskanie pasa do kilkusetletniej brytyjskiej okupacji, to koniec końców Zielona Wyspa nie doznała z tego powodu silnych wybuchów ludowego gniewu. Skończyło się jedynie na powszechnych narzekaniach, którym towarzyszyło bierne poddanie się zaciskaniu pasa.