Obniżki stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej, wprowadzane systematycznie od grudnia 2012 r. do marca 2015 r., spowodowały, że koszt kredytu w Polsce spadł do historycznie niskich poziomów. Konkurencja na rynku jest na tyle duża, a popyt na kredyt nie na tyle silny, że tylko w niektórych kategoriach bankom udaje się podnosić oprocentowanie.
Walka o kredyty, nie o depozyty
Od dwóch lat stopy procentowe są stabilne i z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że banki są w stanie sprzedawać nowe kredyty z oprocentowaniem wyższym niż istniejący portfel tylko w hipotekach. W nowej sprzedaży wynosi ono teraz 4,4 proc., tymczasem dla dotychczasowego portfela jest to 3,7 proc. (dane za styczeń). W kredytach konsumpcyjnych oprocentowanie nowej sprzedaży i istniejącego portfela jest prawie równe i wynosi odpowiednio 7,8 proc. i 7,9 proc. Przez większość ostatnich miesięcy nowa sprzedaż jest oprocentowana nawet nieco niżej. Podobnie jest w kredytach dla przedsiębiorstw: nowo sprzedawane mają oprocentowanie wynoszące 3,6 proc., zaś dotychczasowy portfel 3,8 proc.
Zgodnie z zapowiedziami Adama Glapińskiego, prezesa NBP i przewodniczącego RPP, w tym roku nie należy się spodziewać podwyżek stóp procentowych; może do tego dojść najwcześniej w 2018 r. – Raczej nie ma szans, aby bez podwyżki stóp procentowych banki mogły istotnie zwiększać oprocentowanie kredytów. Wskazuje na to porównanie popytu na kredyt z podażą depozytów. Sektor ma dużą nadpłynność, nie ma obecnie banku, który wskazuje, że mógłby udzielać więcej kredytów, ale brakuje mu depozytów – tak jak bywało w przeszłości, kiedy banki walczyły o depozyty. Teraz sytuacja jest odwrotna i banki walczą o sprzedaż kredytów. Spada więc cena depozytów, ale z powodu dużej konkurencji także kredytów. Taki stan rzeczy pewnie jeszcze trochę potrwa – mówi Kamil Stolarski, analityk Haitong Banku. W 2016 r. depozyty w sektorze urosły o prawie 10 proc., dwukrotnie szybciej niż kredyty.
Także zdaniem Marcina Materny, dyrektora działu analiz w Millennium DM, podwyższanie marż kredytów dla ludności będzie trudne. – Kredyt hipoteczny już teraz ma wysoką marżę, produkt byłby opłacalny i przy niższej. Kredyty konsumpcyjne mają ustawowe ograniczenie, konkurencja na tym rynku jest spora – w krótkim okresie mocno wpływa na wyniki, w dłuższym pojawią się koszty rezerw, ale to dopiero ukaże się za jakiś czas. Popyt na kredyty nie jest specjalnie wysoki, przeszkadza m.in. medialna narracja, że cały czas albo mamy do czynienia z kryzysem, albo kryzys się zbliża wielkimi krokami. Sytuacja na rynku pracy jest niby dobra, ale większość pracowników tego nie odczuwa (poza najmniej zarabiającymi, o których faktycznie jest walka) – wyjaśnia Materna. Wylicza, że do tego dochodzą np. coraz wyższe wymogi dotyczące kredytów hipotecznych przy wzroście dostępności mieszkań na wynajem. – Poza tym coraz więcej Polaków zdaje sobie sprawę, że należy oszczędzać na emerytury, a nie wydawać, więc i decyzja o wzięciu kredytu jest coraz mniej popularna. Do tego doszedł program 500+, który pompuje w gospodarkę 20 mld zł rocznie, co także ogranicza popyta na kredyt – dodaje.
Eksperci Gerda Brokers zauważają, że średnie oprocentowanie kredytów konsumpcyjnych (7,6 proc.) nie jest tak odległe od maksymalnej dopuszczalnej wysokości odsetek, wynoszącej obecnie 10 proc. (dwukrotność stopy referencyjnej NBP powiększonej o 3,5 punktu procentowego). Tak wysoki poziom średniego oprocentowania ich zdaniem wskazuje, że spora część kredytów udzielana jest po stawce maksymalnej. Oznacza to, że miejsca na ewentualną podwyżkę marż jest bardzo niewiele. Poza tym konkurencja na tym rynku jest spora nie tylko między bankami, ale i z firm pożyczkowych.