Nagły atak niedźwiedzia – tak śmiało można nazwać to, co stało się w poniedziałek na Wall Street. Indeks S&P500 spadł o 4,1 proc., czyli zanotował największą dzienną zniżkę od sierpnia 2011 r. Z kolei Dow Jones spadał w porywach o 6,3 proc., notując największe tąpnięcie intraday w historii. Kiepskie nastroje zza oceanu uderzyły we wtorek rykoszetem w europejskie parkiety, w tym polski. Indeksy WIG i WIG20 zaatakowały swoje średnie kroczące z 200 sesji. Analitycy studzą pesymizm inwestorów i uważają, że to wciąż tylko naturalna korekta w trendzie wzrostowym.
Korekta czy bessa?
– Podstawą spadków jest nie widmo recesji (światowa gospodarka jest w świetnej formie), ale skrajne pozycjonowanie, ekstremalne wykupienie i wyśrubowane do granic wyceny. Historycznie bardzo długi okres skompresowanej, niskiej zmienności tradycyjnie kończy się jej potężnym wybuchem. Głębszego odreagowania na rynku nie mieliśmy tak naprawdę od początku 2016 r., także ostatnie spadki można traktować jako „zdrową korektę" – uważa Maciej Morawski, analityk TMS Brokers.
Silne tąpnięcie na Wall Street wzbudziło w mediach sporo emocji. Pojawiły się nawet komentarze, że to krach lub początek bessy. Trzeba jednak zauważyć, że S&P500 od swojego szczytu hossy (2872 pkt) stracił dopiero niecałe 8 proc. – Przeciętna wielkość korekty w przypadku indeksów amerykańskich wynosi 13 proc. Taka uproszczona, historyczna statystyka pokazuje, że mimo dużych emocji do tej pory na rynku nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego i w dalszym ciągu pozostaje przestrzeń do kontynuacji ewentualnej deprecjacji w ramach ruchu korekcyjnego – zwraca uwagę Remigiusz Lemke, analityk DM mBanku.
Pesymizm studzi także Sobiesław Kozłowski, ekspert Raiffeisen Brokers, zwycięzca ubiegłorocznej edycji technicznego portfela „Parkietu". – Warto zauważyć, że indeks strachu (VIX) jest blisko szczytów z 2015 czy 2011 r., co zwiększa prawdopodobieństwo ograniczenia spadków. W pewnym sensie po historycznie niskiej zmienności nastąpił bolesny powrót do zmienności. Ponadto tąpnięcie na S&P500 nie jest potwierdzone przez inne klasy aktywów, np. kurs walutowy czy rentowność obligacji i według mnie sygnalizuje trwanie korekty na akcjach, ale nie zmianę długoterminowego trendu i bessę – przekonuje ekspert.
Reakcja Europy
Giełdy to system naczyń połączonych, więc spadek WIG20 sięgający 4 proc. na otwarciu wtorkowej sesji był uzasadniony w kontekście tego, co działo się w nocy w Nowym Jorku. Indeks dużych spółek, podobnie jak WIG, zaatakował ważne ruchome wsparcie w postaci 200-sesyjnej średniej kroczącej. Z kolei mWIG40 ową średnią przełamał i znalazł się na poziomie listopadowych dołków. Sytuacja na wykresach wyraźnie się pogorszyła i analitycy nie wykluczają pogłębienia zniżki. – Biorąc pod uwagę dane makro i wzrostowy cykl gospodarki, scenariusz bazowy zakłada zatrzymanie korekty WIG20 w strefie 2300–2350 pkt i powrót do trendu wzrostowego. Nadal zakładam, że ten rok będzie okresem większej zmienności na rynkach finansowych. Hossa powinna powrócić jeszcze w pierwszej połowie 2018 r. – mówi Mariusz Puchałka, analityk BM ING. – Moim bazowym scenariuszem jest dynamiczna korekta trendu wzrostowego WIG20, którego finałem będą nowe lokalne maksima, pod koniec pierwszego kwartału lub w drugim kwartale – dodaje optymistycznie Kozłowski.