Złoty najsłabszy do euro od stycznia 2017 r., forint węgierski bijący rekord słabości do wspólnej europejskiej waluty, paniczna wyprzedaż na argentyńskiej giełdzie i pogłębiająca się bessa na chińskich parkietach – to kolejne oznaki generalnego odwrotu inwestorów od aktywów z rynków wschodzących. Wygląda na to, że zbliżający się do końca czerwiec był dla nich fatalny. Indeks rynków wschodzących MSCI Emerging Markets stracił od początku tego miesiąca ponad 6 proc. Od styczniowego szczytu zniżkował już o ponad 17 proc., czyli może wkrótce wejść w bessę. Polskie indeksy WIG i WIG20 pogłębiły zaś w czwartek dołki z obecnego cyklu rynkowego.
O ile zacieśnianie polityki pieniężnej przez amerykański Fed było już wystarczająco problematyczne dla wielu rynków (zwłaszcza tam, gdzie banki centralne prowadziły stosunkowo luźną politykę pieniężną), o tyle dodatkowym problemem stały się wojny handlowe oraz sygnały mówiące o finansowym stresie na chińskim rynku. Jak donosi agencja Bloomberg, Narodowa Instytucja ds. Finansów i Rozwoju (NIFD), think tank blisko związany z chińskim rządem, ostrzega w poufnym raporcie o groźbie paniki finansowej w Chinach. Twierdzi także, że lewarowanie na chińskim rynku akcji jest podobnie wysokie jak przed krachem z 2015 r. Kłopoty największego rynku wschodzącego mogą uderzyć w wiele innych krajów.
– Chiny były dotychczas czymś w rodzaju bezpiecznej przystani na rynkach wschodzących. To, że teraz nastąpiły tam tak wielkie zawirowania, nie wróży dobrze całej klasie aktywów – twierdzi Anastasia Amoroso, strateg z JPMorgan Private Banku.
Wielu rynkom wschodzącym szkodzi silny dolar. Agencja Moody's wskazuje, że najbardziej poszkodowane przez jego dalsze umocnienie mogą być: Argentyna, Turcja, Ghana, Mongolia, Pakistan, Sri Lanka i Zambia. W mniejszym stopniu wrażliwe na aprecjację dolara są: Chile, Kolumbia, Indonezja i Malezja.