Wysokie ceny węgla przyhamowały głębokie zmiany w górnictwie

Spółki węglowe wreszcie dobrze zarabiają, więc presja na restrukturyzację górnictwa wyraźnie się zmniejszyła. Jednak bez reform już wkrótce branża znów może mieć poważne problemy.

Publikacja: 09.08.2018 15:17

Foto: GG Parkiet

Dla polskich kopalń osiągnięcie dobrych wyników przy obecnych cenach węgla nie jest sztuką, choć i tak nie wszystkim to się udaje. Eksperci dalecy są jednak od hurraoptymizmu. Przekonują, że bez reform polskie kopalnie nie będą w stanie sprostać zagranicznej konkurencji w czasie, gdy ceny węgla na światowych rynkach znów się załamią. I to reform głębokich, rozumianych nie tylko jako proste oszczędności. Już teraz zagraniczny węgiel napływa do nas coraz szerszym strumieniem i możliwe, że w całym 2018 r. import tego surowca sięgnie rekordowych 17 mln ton.

Recepta na węglowy sukces

Zysk netto Polskiej Grupy Górniczej po pierwszej połowie 2018 r., sięgający 294 mln zł, był sporym zaskoczeniem. Jeszcze kilka miesięcy temu zarząd tej spółki deklarował, że liczy na 200 mln zł zysku w całym roku. Okazało się natomiast, że węglowy gigant jest w stanie zarabiać 28,55 zł na każdej wydobytej tonie węgla, podczas gdy jeszcze w I półroczu 2016 r. tracił na każdej tonie 80,24 zł. To jednak nie efekt zmian w samej spółce, ale przede wszystkim dobrych cen węgla. Jak podaje katowicki oddział Agencji Rozwoju Przemysłu, w II kwartale średnia stawka czarnego paliwa dla elektrowni w Polsce wyniosła 238,27 zł za tonę i była o 16 proc. wyższa niż przed rokiem. Średnia cena dla ciepłowni wzrosła w tym czasie aż o 27 proc., do 298,21 zł. Pomimo tych podwyżek polski węgiel jest obecnie konkurencyjny wobec tego, który trafia do Europy drogą morską.

– Obecnie ceny węgla energetycznego w Polsce są o około 30 proc. niższe od cen w portach ARA. Polski węgiel może jednak szybko stracić konkurencyjność, bo koszty w polskim górnictwie rosną bardzo szybko. Gdy ceny węgla zaczną spadać, spółki górnicze znów mogą mieć problem z utrzymaniem płynności finansowej – alarmuje Bartłomiej Kubicki, analityk Societe Generale.

Jak temu zapobiec? Chociażby przez unowocześnienie kopalń i zmniejszenie zatrudnienia na powierzchni. Gwarancji sukcesu jednak nie ma. – To może się okazać niewystarczające, bo spółki sięgają po coraz głębsze pokłady węgla, a presja na wynagrodzenia jest coraz większa. Receptą na wygranie z zagraniczną konkurencją może więc być budowa nowych kopalń na Lubelszczyźnie, gdzie warunki geologiczne są lepsze niż na Śląsku, w związku z czym koszty działalności są niższe. Te zakłady wydobywcze można zaprojektować w sposób bardziej nowoczesny – podkreśla Kubicki.

Eksperci zaznaczają też, że gdy tylko pojawiła się koniunktura na rynku węgla, presja na restrukturyzację polskiego górnictwa nagle znikła.

– Ale nawet w okresie niskich cen węgla spółki myślały jedynie o oszczędnościach, podczas gdy potrzeba im było czegoś więcej – głębokiej restrukturyzacji technicznej, a więc modernizacji kopalń, selektywnej eksploatacji, by wydobywać surowiec tylko z najlepszych pokładów, i faktycznej pracy nad zmianą modelu kopalń – wylicza Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki. On również zwraca uwagę na konieczność sięgania przez węglowe spółki po nowe złoża, które można eksploatować w sposób bardziej efektywny. Widzi przy tym dwa główne hamulce wdrażania reform.

– Jednym z nich jest roszczeniowość górniczych związków zawodowych. Uważają oni, że jeśli w spółce są pieniądze, to trzeba je wydać. I zawsze wygrywają. Drugą trudną kwestią są obciążenia podatkowe dla firm górniczych, które zwiększają koszty wydobycia węgla – zauważa Markowski.

Czarne soboty

Nowy model wprowadziła już należąca do czeskiego EPH kopalnia Silesia. Było to konieczne, żeby dać zakładowi szansę na przekroczenie progu rentowności. Tak więc funkcjonuje tam, niespotykana w innych kopalniach na Śląsku, organizacja czasu pracy umożliwiająca ruch zakładu górniczego przez 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. W systemie 24/7 wszystkie dni tygodnia, w tym soboty i niedziele, są normalnymi dniami pracy, a więc tzw. czarnymi dniami, w których prowadzi się też wydobycie. Przy tak wysokich kosztach stałych, jakie są w górnictwie (w niektórych kopalniach udział kosztów stałych przekracza 80 proc. kosztów produkcji), to zdecydowanie poprawia wydajność zakładu. Za pracę w soboty i niedziele pracownikom przysługuje specjalny dodatek. Wyjątkiem jest 14 dni świątecznych w roku, kiedy to nie prowadzi się wydobycia, wykonywane są jedynie prace niezbędne dla utrzymania ruchu kopalni.

W spółkach kontrolowanych przez Skarb Państwa o czarnych niedzielach nikt nie chce słyszeć. Związkowcy mówią o tym krótko i dobitnie: „W niedzielę to musi być zupa na stole".

Wyłom następuje natomiast w przypadku sobót. Wysokie ceny węgla i duże zapotrzebowanie na ten surowiec sprawiają, że część kopalń pracuje także w soboty. Tak dzieje się np. w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. – W dni wolne organizowane jest też wydobycie z niektórych wybranych ścian w zależności od okoliczności, potrzeb i bieżącej sytuacji w danej ścianie – tłumaczy Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW. – Praca w dni wolne jest całkowicie dobrowolna. Wynagrodzenie jest tak atrakcyjne, że załoga ją podejmuje – dodaje.

Wydobycie w soboty prowadzą także kopalnie Tauronu Wydobycie.

Im więcej czarnych dni, tym lepsze wykorzystanie potencjału maszyn górniczych. Szacuje się, że czas pracy maszyn i urządzeń w wielu kopalniach nie przekracza 40 proc. czasu dostępności ściany.

Trudne rozmowy

Kolejne bolączki polskich kopalń to m.in. niewystarczająca efektywność czasu pracy załóg (coraz dłuższe drogi transportu podziemnego, kilkugodzinny rozruch ścian po dniach wolnych), niewielki udział elementów motywacyjnych w systemach wynagradzania, niska wydajność pracy (średnia wynosi poniżej 800 ton węgla na pracownika na rok), a także nadmierne rozdrobnienie składników płacy. Część tych problemów miały załatwić nowe układy zbiorowe pracy. Rozmowy na ten temat toczą się w spółkach węglowych już od wielu miesięcy, ale efektów nie widać.

W grę wchodzi ujednolicenie górniczych pensji, złożonych dziś co najmniej z kilkunastu dodatków, wyrównanie wynagrodzeń na tych samych stanowiskach w różnych kopalniach oraz uzależnienie ich od efektywności pracy. Takich rewolucyjnych zmian dotąd nie udało się wdrożyć. Zamiast tego górnicy dostali w tym roku sowite podwyżki płac. Porozumienie płacowe w PGG wprowadziło jednak kilka nowych elementów. Po pierwsze, nie wszyscy pracownicy dostali jednakowe podwyżki, ale największe ci pracujący bezpośrednio przy wydobyciu węgla. Po drugie, wypłatę tzw. czternastej pensji podzielono na dwie części. Gwarantowana będzie wypłata 85 proc. tego wynagrodzenia. Natomiast pozostała część zostanie uzależniona od stopnia wykonywania planów wydobywczych przez kopalnie. To rozwiązanie dotyczyć jednak będzie „czternastki" za rok 2019, która wpłynie na konta górników dopiero w 2020 r.

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?