Wydarzeń, których wynik może nadać kierunek rynkom finansowym, nie brakuje, ale na razie rozstrzygnięć nie ma, a więc nie może być mowy o zdecydowanych reakcjach. Jest raczej nerwowe wyczekiwanie.
Wall Street nadal w korekcie
Mimo czwartkowych wzrostów amerykańscy inwestorzy nie będą najlepiej wspominać minionego tygodnia. S&P 500 w ciągu pierwszych czterech jego sesji stracił prawie 2 proc. i dwukrotnie postraszył, nieudanym ostatecznie, zejściem poniżej 2700 punktów. Dow Jones zniżkował o 2,7 proc., choć zdołał obronić się przed spadkiem poniżej 25 tys. punktów. Nasdaq poszedł w dół o 2 proc. Spadkowej korekty na Wall Street wciąż więc nie można w żadnym wypadku uznać za zakończoną, mimo wyraźnego odreagowania z pierwszych dni listopada. Morale byków zostało poważnie nadwątlone, a podwyższona wciąż zmienność notowań nie pozwala na wyciąganie jednoznacznych wniosków w kwestii przyszłego rozwoju sytuacji. Można to składać na karb powyborczych spekulacji, dotyczących amerykańskiej polityki, oczekiwania na efekty mającego się wkrótce odbyć spotkania prezydentów USA i Chin, czy niepewności związanej koniunkturą w Stanach Zjednoczonych i działaniami Fed w przyszłym roku.
Czynników niepewności nie brakuje także na naszym kontynencie. Czwartkowy poranek zapowiadał się optymistycznie, w związku z informacjami o przyjęciu wstępnego tekstu umowy w sprawie brexitu. Sytuacja jednak skomplikowała się w ciągu dnia, po dymisjach dwóch ministrów brytyjskiego rządu oraz krytycznych opiniach części tamtejszych polityków. Z zatwierdzeniem umowy może więc być problem i tak naprawdę nie wiadomo, czym się to skończy. W efekcie doszło do znacznej przeceny funta, a początkowa zwyżka indeksu we Frankfurcie nie utrzymała się do końca dnia i DAX stracił 0,5 proc., kontynuując spadkową serię. Londyński FTSE 250 czwartkową sesję zakończył spadkiem o 1,3 proc., a w jej trakcie przecena przekraczała momentami 2 proc. Trzeba zaś pamiętać, że na problemy z brexitem i dalszym ciągiem sagi dotyczącej włoskiego budżetu i politycznych pomysłów eurosceptycznego rządu nakłada się bardzo już wyraźne spowolnienie gospodarcze. Według wstępnych danych w trzecim kwartale niemiecki PKB wzrósł o zaledwie 1,1 proc., wobec 2,3 proc. w drugim kwartale, a strefa euro zanotowała spadek dynamiki z 2,2 do 1,7 proc.
Na tym tle wyraźnie pozytywnie wyróżniał się wskaźnik rynków wschodzących. W trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia MSCI Emerging Markets poszedł w górę o 2,6 proc., z czego 2,2 proc. byki „ugrały" tylko w czwartek. Co więcej, dokonały tego, nie bacząc ani na umacniającego się dolara, ani na zniżkujące notowania ropy naftowej. Szczególnie dobra atmosfera panowała w ostatnich dniach na parkietach azjatyckich, w szczególności zaś w Szanghaju, gdzie Shanghai Composite w trakcie pierwszych czterech sesji zyskał 2,7 proc.
Warszawski parkiet pod presją
Zainicjowana przez byki pod koniec października silna kontra napotkała na zdecydowany opór jeszcze przed dodatkowym dniem wolnym związanym z setną rocznicą odzyskania niepodległości. Stało się to wówczas, gdy WIG20 zbliżył się do poziomu 2300 punktów. W tym samym czasie, czyli 8 listopada, zaczęły się wyraźnie pogarszać nastroje zarówno na wiodących światowych giełdach, jak i na emerging markets. W segmencie naszych największych spółek, zdominowanym przez inwestorów zagranicznych, nie mogło więc dziać się lepiej. Ale nie było też całkiem źle. W końcu nieco ponad 3-proc. cofnięcie po wcześniejszej 9-proc. zwyżce miało prawo się zdarzyć i nie można tego uznać za cokolwiek zaskakującego czy niebezpiecznego. W miniony czwartek WIG20 zmierzał ku poziomowi 2200 punktów, ale go nie osiągnął i jest szansa na to, by nie nastąpiło to także w najbliższych dniach. Oczywiście pod warunkiem że „świat" na to pozwoli, a tam sytuacja wciąż niepewna i czynników ryzyka nie brakuje.