W październiku w polskiej gospodarce wróciła deflacja. Co prawda tylko na poziomie cen producentów, w sklepach prawdopodobnie nie zagości. Ale i tak dominujące jeszcze kilka miesięcy temu prognozy, wedle których szybki wzrost wynagrodzeń, spotęgowany jeszcze dużą podwyżką płacy minimalnej w 2020 r., w końcu wypchnie inflację wyraźnie powyżej celu Narodowego Banku Polskiego, straciły aktualność. Owszem, na początku przyszłego roku może ona przekroczyć 3 proc. Będzie to jednak wypadkowa kilku przejściowych czynników, w dużej mierze natury statystycznej (m.in. efektów bazy). Ostatnie dane sugerują bowiem, że fundamentalna presja inflacyjna w polskiej gospodarce słabnie.
Fala rewizji prognoz
Pod koniec września, gdy ostatnio ankietowaliśmy uczestników naszego konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego roku, przeciętnie oczekiwali oni, że w I kwartale przyszłego roku indeks cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, będzie rósł średnio w tempie 3,6 proc. rok do roku, po 2,9 proc. w bieżącym kwartale. Nie brakowało głosów, że inflacja w tym okresie przekroczy wyraźnie 4 proc. Gdyby ten scenariusz się zrealizował, inflacja po raz pierwszy od 2012 r. przebiłaby w skali kwartału nie tylko cel NBP (2,5 proc.), ale też górną granicę dopuszczalnych odchyleń od tego celu (3,5 proc.). Co jednak ważniejsze, w świetle tych wrześniowych prognoz w kolejnych kwartałach 2020 r. wzrost CPI miał nieco zwolnić, ale utrzymywać się powyżej celu. Przy tym ekonomiści zwykle uważali, że jeśli pomylą się w swoich prognozach, to raczej okażą się one za niskie niż za wysokie. W tle kryły się obawy, że w warunkach niedoboru pracowników na szybszy wzrost cen konsumpcyjnych będą oni mogli reagować żądaniami podwyżek płac. O tym, że taka spirala cenowo-płacowa jest realnym zagrożeniem, mówili też wtedy niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej.
Te prognozy stały się wątpliwe w październiku, gdy stało się jasne, że ceny energii dla gospodarstw domowych w 2020 r. nie wzrosną mocno, a być może wcale. Tak rewizję swoich oczekiwań tłumaczyli m.in. ekonomiści z PKO BP. Pod koniec października ocenili, że w 2020 r. inflacja wyniesie średnio 3,1 proc. zamiast 3,4 proc., jak wcześniej sądzili. Z tego samego powodu swoje prognozy, od dawna niższe od tzw. konsensusu, obniżyli na początku listopada ekonomiści z Credit Agricole Bank Polska. Według nich średnio w 2020 r. CPI będzie rósł w tempie 2,0 proc. rok do roku zamiast 2,3 proc. W tym samym czasie ekonomiści z mBanku obniżyli swoją prognozę średniej inflacji w przyszłym roku do 2,6 proc. z 3,1 proc. wcześniej. Wszystkie te rewizje są spójne z opublikowaną już po ich ogłoszeniu projekcją inflacji Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP. W dokumencie tym oceniono, że w 2020 r. wzrost CPI wyniesie średnio 2,8 proc. zamiast 2,9 proc., jak sugerowała lipcowa projekcja. Ekonomiści z banku centralnego założyli jednak, że rachunki gospodarstw domowych za prąd wzrosną o 8 proc. Jeśli tak się nie stanie, ścieżka inflacji będzie o 0,3 pkt proc. niżej.
Dezinflacja na rynku towarów
Od tego czasu przybyło jeszcze powodów, aby sądzić, że presja inflacyjna w polskiej gospodarce słabnie. Jak podał w połowie listopada GUS, wskaźnik cen produkcji sprzedanej przemysłu (PPI) w październiku spadł o 0,1 proc. rok do roku, po zwyżce o 0,8 proc. miesiąc wcześniej. Dynamika PPI malała systematycznie od lutego br., ale mimo to jego październikowy odczyt był dla ekonomistów dużym zaskoczeniem. Spadku cen producentów oczekiwało zaledwie dwóch spośród 24 uczestników comiesięcznej ankiety „Parkietu". Zaskoczenie spotęgowało to, że zniżka PPI nie była pochodną wyłącznie spadku najbardziej zmiennych cen energii. W samym przemyśle przetwórczym PPI też spadł, i to aż o 0,6 proc. rok do roku.
Choć PPI jest chwiejny, dość dobrze sprawdza się w roli wskaźnika wyprzedzającego CPI. Po raz ostatni ceny producentów systematycznie malały w latach 2013–2016. Deflacja w przemyśle poprzedziła o ponad rok deflację w całej gospodarce, która pojawiła się latem 2014 r., a skończyła jesienią 2016 r. PPI wrócił na ścieżkę wzrostu dwa miesiące wcześniej. Związek między PPI a CPI było też widać na przełomie 2017 i 2018 r. (patrz wykres). Ogniwem, które łączy oba wskaźniki, są ceny towarów. W tej mierze, w jakiej detaliści zmiany cen producentów przenoszą na ceny dla konsumentów, spadek lub wzrost dynamiki PPI pociąga za sobą spadek lub wzrost dynamiki towarów w CPI.