Mimo obaw dotyczących inflacji oraz rentowności obligacji rynek akcji na Wall Street kontynuuje hossę. Indeks S&P 500 od początku roku zyskał blisko 6 proc. i w piątek ustanowił nowy historyczny szczyt. Nieco gorzej radzi sobie technologiczny Nasdaq, ale i on jest w tym roku na plusie.
Impuls fiskalny i pieniężny
S&P 500 przez dekadę zyskał już 203 proc. i niektórzy eksperci zwracają uwagę, że hossa na rynku akcji nie będzie trwać wiecznie. Szczególnie, że sygnał ostrzegawczy wysyłają wszystkie trzy wskaźniki stosowane przez zwolenników analizy fundamentalnej. Pierwszy to wskaźnik Buffetta (kapitalizacja amerykańskich spółek publicznych w stosunku do amerykańskiego PKB). Drugi to opracowany przez Roberta Shillera wskaźnik bazujący na kapitalizacji spółek podzielonych przez średnią zysków z ostatnich dziesięciu lat skorygowaną o inflację. Trzecim jest spopularyzowany przez Jamesa Tobina wskaźnik Q Tobina (wartość rynkowa przedsiębiorstwa w stosunku do wartości jego aktywów).
Optymiści twierdzą, że gdy gospodarka wpływa na nieznane wody tak jak teraz stare wskaźniki nie są aż tak przydatne i często powtarzają, że „tym razem jest naprawdę inaczej". Sceptycy przypominają, że te słowa padały przed przesileniem na rynkach i wielu inwestorów dało się zwieść wrażeniu, że zwyżki będą trwały w nieskończoność. Sam Shiller nie jest pewien swojego wskaźnika, który jest na najwyższych poziomach od 2000 r. Naukowiec pomimo to napisał niedawno, że w obliczu tak niskich stóp procentowych, które prawdopodobnie pozostaną na dłużej, akcje wyglądają atrakcyjnie, szczególnie w porównaniu z obligacjami. Wskaźnik Buffeta jest na historycznym szczycie, ale zdaniem niektórych ekspertów nie uwzględnia tego, że niektóre firmy są znacznie bardziej zyskowne. Z kolei miernik Tobina ma być podbity przez spółki technologiczne.
– Faktycznie, ceny akcji w USA są wyższe niż przeciętnie w przeszłości. Wskaźnik cena/zysk, który dla indeksu S&P 500 zwykle nie przekraczał 20, wynosi obecnie dla zysków oczekiwanych w 2021 r. już 23. Ceny akcji amerykańskich spółek są też wyższe od ich europejskich odpowiedników – ten sam wskaźnik dla europejskiego indeksu Stoxx 600 wynosi 18. Pesymista powie, że oznacza to, że są przewartościowane. Optymista zauważy, że niska rentowność obligacji sprawia, że akcje powinny być wyceniane wyżej niż jeszcze kilka lat temu – i w porównaniu z obligacjami akcje są wciąż tanie – zauważa Adam Łukojć, zarządzający w Allianz TFI.
Nie skłania się do stwierdzenia, że mamy bańkę na szerokim rynku akcji. – Przez lata ceny akcji amerykańskich akcji rosły wraz ze wzrostem zysków, a więc akcje tak naprawdę nie drożały. Dopiero od mniej więcej dwóch lat ceny akcji spółek z USA rosną w oderwaniu od bieżących zysków. Czas pokaże, czy te zwyżki były uzasadnione; ale nawet jeśli nie były, wydaje się, że jest za wcześnie, żeby nazwać tę sytuację bańką – podkreśla Łukojć.