„Stagflacja", czyli hasło oznaczające połączenie różnie rozumianej gospodarczej stagnacji z wysoką inflacją, w ostatnim czasie coraz częściej pojawia się w komentarzach i analizach giełdowych. I wydaje się, że w coraz większym stopniu zaczyna wypierać wcześniejsze modne hasło, jakim była „reflacja", czyli szybki wzrost gospodarczy przy wyższej inflacji. Dobrze obrazuje to najnowsza, październikowa edycja globalnego sondażu Bank of America wśród menedżerów funduszy. Odsetek ankietowanych oczekujących reflacyjnego boomu spada wyraźnie od kilku miesięcy. Jednocześnie szybko przybywa zwolenników scenariusza stagflacji – we wrześniu ich odsetek zawędrował do 34 proc., co jest poziomem najwyższym od prawie dekady. Warto podkreślić, że wtedy szczyt oczekiwań stagflacyjnych miał miejsce dopiero w okolicach 50 proc.
Stagflacja = wysoka inflacja + rosnące bezrobocie
Kiedy mowa o stagflacji, mowa też najczęściej o tym okresie w historii gospodarek rynkowych (w szczególności amerykańskiej), kiedy owe zjawisko było najbardziej dotkliwe i długotrwałe, czyli o latach 70. XX wieku (to właśnie na początku tamtej dekady zaczęto powszechnie stosować hasło stagflacja, którego stworzenie przypisuje się brytyjskiemu ministrowi skarbu I. Macleodowi). Warto przypomnieć sobie bardziej szczegółowo tamten okres, by móc się zastanowić, na ile obecna sytuacja faktycznie go przypomina.
Na pierwszym wykresie ilustrujemy wydarzenia lat 70. w USA za pomocą dwóch wskaźników: inflacji CPI oraz stopy bezrobocia. Chociaż obecnie stagflacja nabrała różnych znaczeń i brak jest jednolitej definicji (przykładowo we wspomnianym sondażu oznaczać ma wzrost gospodarczy poniżej trendu i inflację powyżej trendu), to naszym zdaniem najbardziej charakterystyczną cechą tego zjawiska w omawianym okresie był jednoczesny silny wzrost stopy bezrobocia (który w uproszczeniu utożsamiać można z recesją) i wystrzał wskaźnika inflacji, nawet do dwucyfrowych poziomów.
Właśnie ze względu na połączenie tych dwóch negatywnych elementów stagflacja lat 70. była tak szokującym zjawiskiem dla ówczesnych konsumentów, ekonomistów, inwestorów i polityków. Wcześniejsze dekady przyzwyczaiły bowiem do tego, że jeśli dochodzi do recesji (wzrostu bezrobocia), to raczej towarzyszy temu spadek inflacji, a nawet deflacja (jak w okresie Wielkiego Kryzysu lat 30.).