Nie da się ukryć, że sytuacja jest poważna. Jednym z kluczy do sukcesu w branży windykacyjnej jest przecież dostęp do kapitału. Nie jest przypadkiem to, że windykatorzy są jednymi z najaktywniejszych graczy na rynku długu korporacyjnego. Banki do większości podmiotów podchodzą z ograniczonym zaufaniem, więc aby móc funkcjonować, firmy na potęgę emitują obligacje. GetBack co prawda współpracował z kilkoma bankami, ale jego największym problemem okazało się właśnie zadłużenie z tytułu emisji obligacji, które przekroczyło 2 mld zł. Obecnie firma nie jest w stanie spłacać zaciągniętego długu, co mocno nadszarpnęło zaufanie inwestorów.
– Dostęp do finansowania był siłą naszej branży. Zróżnicowany i elastyczny sposób finansowania działalności pozwolił na szybki rozwój polskich firm, które dzisiaj z powodzeniem konkurują na rynkach zagranicznych. Teraz może się to zmienić, gdyż inwestorzy, zarówno indywidualni, jak i instytucjonalni, którzy finansują nasza branżę, mogą ekstrapolować ryzyko GetBacku na wszystkie podmioty. Może dojść do podobnej sytuacji, jaką obserwowaliśmy kilka lat temu w przypadku deweloperów. Upadłości czy kłopoty kilku film deweloperskich przełożyły się na odcięcie całej branży na dobre dwa lata od finansowania przez emisję obligacji. Mam nadzieję, że ten skrajnie negatywny scenariusz się nie spełni, ale mimo wszystko należy się liczyć z mniejszą dostępnością finansowania i jego większymi kosztami. Perturbacje w obszarze finansowania to jednak niejedyny możliwy negatywny skutek obecnego zamieszania. Obawiamy się też reakcji ustawodawcy. Z obecnej sytuacji mogą zostać wyciągnięte pochopne wnioski. Zresztą otoczenie regulacyjne cały czas się zmienia – twierdzi Borusowski.
Spółki windykacyjne starają się odciąć od problemów GetBacku. Do rangi niezwykłego wydarzenia urosły ich informacje dotyczące finansowania, które jeszcze kilka miesięcy temu przykuwały jedynie uwagę co czujniejszych inwestorów. Kruk praktycznie na każdym kroku podkreśla, że ma zdrowy bilans. Best na początku maja chwalił się, że w terminie spłacił kolejną transzę obligacji o wartości 45 mln zł, co generalnie powinno być normą, ale w obecnych warunkach spółka najwyraźniej uznała, że taki komunikat postawi ją w zdecydowanie lepszym świetle. Finansowanie jest też bardzo ważne dla Kredyt Inkaso. Kilka dni temu spółka poinformowała, że jej fundusze sekurytyzacyjne podpisały umowy z ING Bankiem Śląskim, dzięki którym zyskały dostęp do kredytów o łącznej wartości do 140 mln zł.
Na razie więc powodów do paniki nie ma, ale windykatorzy uznali najwyraźniej, że lepiej dmuchać na zimne. – Oczekujemy, że dostęp do kapitału może być jedną z naszych przewag konkurencyjnych w dłuższym terminie – posiadamy dostęp do linii kredytowych o łącznej wartości do 1,7 mld zł. Ponadto od 10 lat emitujemy obligacje – Kruk ma markę solidnego emitenta. Przy obecnym, niskim poziomie zadłużenia grupy nie widzimy dla siebie istotnego zagrożenia po stronie dostępności i kosztów nowego finansowania. Takie ryzyko występuje prawdopodobnie dla mniejszych podmiotów, ze słabo zdywersyfikowanymi źródłami kapitału – twierdzi Piotr Krupa, prezes Kruka.
– Jesteśmy przygotowani na zwiększenie się wymagań wobec emitentów, co odczytujemy jako wzrost dojrzałości rodzimego rynku kapitałowego. Do biznesu podchodzimy odpowiedzialnie, dlatego dywersyfikujemy źródła finansowania naszego wzrostu. Emitujemy obligacje w drodze ofert publicznych i prywatnych oraz posiłkujemy się kredytami. Instytucje finansujące nasz biznes wszelkie decyzje podejmują na bazie głębokiej analizy wyników finansowych Kredyt Inkaso – mówi Bastian Ringhardt, członek zarządu Kredyt Inkaso.