Joe Biden ma za sobą 12 miesięcy wielkich wyzwań

Pierwszy rok rządów nowej administracji był okresem solidnego wzrostu gospodarczego i hossy, które zostały przyćmione przez inflację.

Publikacja: 22.01.2022 13:00

Prezydent USA Joe Biden traci popularność m.in. z powodu najwyższej od 40 lat inflacji.

Prezydent USA Joe Biden traci popularność m.in. z powodu najwyższej od 40 lat inflacji.

Foto: PAP/EPA

„Inflacja stała się większa niż poparcie dla Joe Bidena" – mówił jeden z nagłówków amerykańskiego portalu satyrycznego The Babylon Bee. Oczywiście to tylko bardzo złośliwa satyra. Inflacja konsumencka w USA doszła bowiem jak na razie w grudniu 2021 r. do 7 proc. r./r., czyli najwyższego poziomu od czerwca 1982 r. W styczniu 2021 r., czyli wtedy, gdy Joe Biden składał prezydencką przysięgę, wynosiła 1,4 proc. Średnie sondażowe poparcie dla nowego prezydenta sięgało wówczas 53 proc. Obecnie sięga 42,5 proc., co jest bardzo niepokojącym wynikiem jak na końcówkę pierwszego roku prezydentury. W jednym ze styczniowych sondaży wynosiło ono zaledwie 33 proc.

Jeśli te trendy sondażowe utrzymają się w nadchodzących miesiącach, to po jesiennych wyborach „w środku kadencji" demokraci mogą stracić kontrolę nad Senatem i nad Izbą Reprezentantów. Kontrolowany przez republikanów Kongres stałby się wielką barierą dla planów legislacyjnych administracji Bidena, w tym dla projektów dotyczących gospodarki. Tym bardziej że realizacja programu prezydenta napotykała dotychczas na poważne problemy, pomimo demokratycznej przewagi w Kongresie. Podziały wewnątrz Partii Demokratycznej sprawiły m.in., że Białemu Domowi nie udało się przepchnąć przez Kongres wartej blisko 2 bln USD ustawy stymulacyjnej „Build Back Better". Joe Biden ma za sobą trudny rok, w którym poważnym cieniem na wizerunku jego administracji położyła się choćby kwestia katastrofalnie przeprowadzonego odwrotu z Afganistanu. Jak na razie nie zapowiada się na to, by kolejne 12 miesięcy były dla niego łatwiejsze. Administrację Bidena testować będą Rosja, Chiny oraz inflacja.

Boom w czasie serii kryzysów

„Jesteśmy w tej pandemii od ośmiu miesięcy, a Donald Trump wciąż nie ma planu, jak wziąć tego wirusa pod kontrolę. Ja taki plan mam" – tweetował Joe Biden w październiku 2020 r. Wówczas w USA wykrywano 70 tys. infekcji na Covid-19 dziennie. W styczniu 2022 r. ich liczba dochodziła już nawet do 1,4 mln dziennie. O ile za rządów Donalda Trumpa na Covid-19 zmarło łącznie 420 tys. Amerykanów, o tyle w pierwszym roku rządów Bidena takich zgonów było 430 tys. Istnienie pierwszej szczepionki na Covid-19 ogłoszono dopiero w listopadzie 2020 r., a do końca rządów Donalda Trumpa zdołano w pełni zaszczepić 1 proc. Amerykanów. W pierwszym roku rządów Bidena ten odsetek wzrósł do 63 proc., w tym 24 proc. zaszczepionych dawką przypominającą. Administracja Bidena próbowała podwyższyć ten współczynnik za pomocą rozporządzenia nakazującego obowiązkowe zaszczepienie personelu dużych firm prywatnych korzystających z kontraktów rządowych. Sąd Najwyższy niedawno uznał jednak to rozporządzenie za w większości niekonstytucyjne. Zrezygnowany prezydent Biden przyznał zaś, że „nie ma federalnego rozwiązania" pozwalającego pokonać pandemię. Tak jak za czasów Trumpa jest ona prowadzona więc głównie na poziomie stanów. Większość z nich nie chce przywracać restrykcji z poprzednich fal pandemii. Nawet te rządzone przez demokratów są w tej kwestii bardzo ostrożne.

Pandemia nie zdołała jednak powstrzymać ożywienia ekonomicznego. Gospodarka amerykańska zdołała odrobić straty pandemiczne szybciej, niż to zrobiły gospodarki Europy Zachodniej. PKB wrócił na poziom z końcówki 2019 r. w drugim kwartale 2021 r. Według prognoz OECD na koniec marca 2022 r. powinien być o 3,7 proc. wyższy niż przed pandemią. Danych o PKB za cały 2021 r. jeszcze nie ma. Prognozy zebrane przez agencję Bloomberga wahają się jednak od 4,5 proc. do 5,8 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewał się wzrostu o 6 proc. USA mogły więc wypracować w zeszłym roku najwyższy wzrost gospodarczy od 1984 r. W normalnych warunkach byłby to rewelacyjny wynik, ale obecnie trzeba wziąć poprawkę na to, że tak szybki wzrost jest odbiciem po ciężkim kryzysie gospodarczym. W tym roku będziemy mieć do czynienia z normalizacją. Prognozy analityków na 2022 r. są w przedziale od 1,8 proc. do 4,8 proc. MFW spodziewa się zwyżki PKB o 5,2 proc., co oznacza, że USA mogą rozwijać się w tym roku niewiele wolniej od Chin (5,6 proc.). To bardzo przyzwoity wynik. Jamie Dimon, prezes banku JPMorgan Chase, stwierdził nawet, że sytuacja gospodarcza w USA jest „najlepsza od dekad".

Do optymizmu nastrajają również dane z rynku pracy. Stopa bezrobocia spadła w grudniu do 3,9 proc. i była najniższa od lutego 2020 r. Co prawda zatrudnienie w niektórych sektorach (głównie w hotelarstwie i gastronomii) nie wróciło jeszcze do poziomu sprzed pandemii, ale liczba Amerykanów pobierających zasiłki dla bezrobotnych dłużej niż przez tydzień spadła z ponad 4,7 mln w styczniu 2021 r. do 1,56 mln w ostatnim tygodniu grudnia. Stała się ona najniższa od 1973 r. Jednocześnie amerykańscy przedsiębiorcy mają problem z niedoborem rąk do pracy. W listopadzie rekordowe 4,53 mln Amerykanów zrezygnowało ze swoich posad. Widocznie wielu z nich poczuło siłę „rynku pracownika".

Skoro jednak sytuacja gospodarcza w USA jest tak dobra, to czemu tak szybko spada poparcie dla prezydenta Bidena? Aż 60 proc. Amerykanów ocenia przecież, że Biden radzi sobie źle z gospodarką. Dla wielu z nich dowodem na to ma być przyspieszająca inflacja. Jest ona wyższa od wzrostu płac (średnia płaca godzinowa wzrosła w grudniu o 4,7 proc. r./r.) i zjada dochody realne ludności. Amerykanie spodziewają się, że jeszcze długo utrzyma się ona na wysokim poziomie. Oczekiwania co do inflacji za 12 miesięcy wynosiły w grudniu 6 proc., co było rekordowym poziomem. Pamiętajmy jednak, że to uśrednione wskazania, a część uczestników sondażu spodziewa się, że inflacja będzie dwucyfrowa. Fatalne wrażenie na opinii publicznej wywołały też niedobory towarów w sklepach. Amerykańskie media były w ostatnich miesiącach pełne historii o brakach różnych artykułów – od konsol do gier i indyków na Święto Dziękczynienia po... papier toaletowy. To skutki zaburzeń w globalnych łańcuchach dostaw. Dla wielu Amerykanów widok pustych półek sklepowych był jednak wielkim szokiem – nie doświadczyli czegoś podobnego nigdy w życiu.

Choć wzrost cen w USA jest w dużym stopniu „importowany" i związany z zaburzeniami pandemicznymi, to niestety również administracja Bidena przyczyniła się do jego podsycenia. Przyjęła ona ostrzejsze od poprzedników podejście regulacyjne wobec sektora naftowego, czego symbolem było zablokowanie budowy rurociągu Keystone XL, który miał tłoczyć kanadyjską ropę na południe USA. Mniej przyjazna polityka rządu przyczyniła się do tego, że wydobycie ropy w Stanach Zjednoczonych nie wróciło jeszcze na poziom sprzed pandemii. Na początku stycznia wynosiło ono 11,7 mln baryłek dziennie, gdy w lutym 2020 r. sięgało 13 mln baryłek dziennie. Prezydent Biden w ostatnich miesiącach kilkukrotnie, bezskutecznie, wzywał OPEC do szybszego wzrostu wydobycia. Przedstawiciele amerykańskiej branży naftowej skarżyli się wówczas, że prezydent w pierwszej kolejności powinien zwrócić się o to do nich i ułatwić im wzrost produkcji.

Na to nakładają się kontrowersje dotyczące polityki fiskalnej administracji Bidena. Wspomogła ona ożywienie gospodarcze pakietem wartym 1,9 bln USD, który wszedł w życie w marcu 2021 r. Biały Dom próbował pójść za ciosem i przepchnąć w Kongresie pakiet wydatków na infrastrukturę wart 1,9 bln USD. Ostatecznie został on okrojony do prawie 1 bln USD i wszedł w życie dopiero w listopadzie. Kolejny pakiet stymulacyjny, wart blisko 2 bln USD, umarł już śmiercią naturalną, gdyż nawet część demokratów uznała go za niepotrzebny oraz inflacjogenny. Jak na razie administracji Bidena nie udało się też zrealizować swoich planów podatkowych. Przewidywały one m.in. podwyżkę federalnej stawki CIT z 21 proc. do 28 proc., podniesienie górnej federalnej stawki PIT z 37 proc. do 39,6 proc. oraz podatku od dywidend. Te podwyżki znalazły się w projekcie ustawy stymulacyjnej „Build Back Better" i trafiły wraz z nią do legislacyjnej otchłani. Z czego oczywiście może cieszyć się Wall Street...

Zgrzyt w rynkowej symfonii

Jeśli oceniać pierwszy rok prezydentury Bidena wyłącznie z perspektywy rynków finansowych, to był on bardzo dobry. S&P 500 zyskał przez te 12 miesięcy 19 proc. Dow Jones Industrial 13 proc., ale Nasdaq Composite już tylko 9 proc. (Dla porównania: w pierwszym roku rządów Trumpa S&P 500 zyskał prawie 24 proc., Dow Jones Industrial wzrósł o 31,5 proc., a Nasdaq Composite o 32 proc.). Indeksy te ustanowiły w tym czasie kilkadziesiąt rekordów. Wyraźne pogorszenie nastrojów widać było dopiero w końcówce tego okresu w związku z oczekiwaniami co do bardziej „jastrzębiej" polityki Fedu. Inwestorzy zaczęli więc się pozbywać akcji firm technologicznych, a także wyprzedawać amerykańskie obligacje. O ile w styczniu 2021 r. rentowność amerykańskich dziesięciolatek wynosiła 1,1 proc., o tyle w tym tygodniu dochodziła do 1,9 proc., najwyższego poziomu od dwóch lat.

Liczony przez CNN indeks strachu i chciwości na giełdzie wskazywał w tym tygodniu na 54 pkt, czyli był na „neutralnym" terytorium. Rok wcześniej wynosił 60 pkt, a to oznaczało umiarkowaną „chciwość". Jeszcze na jesieni był powyżej 80 pkt, co wskazywało na „ekstremalną chciwość". Inwestorzy zaczynają więc drugi rok prezydentury Bidena w bardziej ostrożnych nastrojach.

Parkiet PLUS
100 lat nie kończy historii złotego, ale zbliża się czas euro
Parkiet PLUS
Dobrze, że S&P 500 (trochę) się skorygował po euforycznym I kwartale
Parkiet PLUS
Szukajmy spółek, ale też i inwestorów
Parkiet PLUS
Wynikowi prymusi sezonu raportów
Parkiet PLUS
Złoty – waluta, która przetrwała największe kataklizmy
Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?