Rok 1795, czyli Dzień Trzech Wiedźm

Zadziwiająco długo utrzymywała się wiara, iż Firma jest za duża, żeby upaść (too big to fail). Przecież się udało. Co – zważywszy na jakość governance – wcale nie dziwi. Firmę wykreślono z rejestru na ponad sto lat.

Publikacja: 04.11.2017 11:10

Rok 1795, czyli Dzień Trzech Wiedźm

Foto: Archiwum

OKIEM HISTORYKA

Z dzisiejszej perspektywy rozbiory zdają się niewypowiedzianą tragedią, lecz w owych czasach na ogół przyjmowano je z obojętnością. Rzeczpospolita przez wieki ulegała degradacji, w końcu nastąpił jej pełny rozpad, zabory były następstwem upadku wewnętrznego. Szlachetna konstytucja 3 Maja nawet nie weszła w życie, ponieważ zniknęło państwo, któremu miała służyć; zresztą przyjęto ją w wątpliwym trybie, pod nieobecność wielu uprawnionych do głosowania. Ci, którzy dążyli do reform mających ratować kraj, korzystali z protekcji rosyjskiej. Ci, którzy przeciwdziałali reformom, w imię patriotyzmu osłabili kraj konfederacją barską, dobili targowicką. Walkę o niepodległość podjęli wówczas zaledwie nieliczni.

OKIEM INWESTORA

Dezinwestycje następowały etapami. W 1772 roku ościenni inwestorzy ogłosili udane wezwanie na 1/3 ogółu aktywów, nasi oddali je w obce ręce bez targów i sprzeciwu. Zanim downsizing wszedł w kolejne fazy, 3 maja 1791 r. przyjęto nowoczesny statut Firmy. Nie doszło już do jego rejestracji: uchwała została zaskarżona przez część akcjonariuszy, którzy – w myśl zasady „sell in May and go away" – wcześniej opuścili walne zgromadzenie. Podnieśli oni zarzut, że zostali wprowadzeni w błąd.

Konkurencyjne walne zgromadzenie zwołano w Targowicy. Jego uczestnicy zażądali ustanowienia zarządu komisarycznego. W tej sytuacji podejmowane przez silnych zagranicznych inwestorów próby wrogiego przejęcia całości narodowych aktywów powiodły się ostatecznie. Funkcja syndyków upadłości przypadła trojgu ościennym prezesom.

W 1795 r. nastąpił w końcu złowrogi Dzień Trzech Wiedźm. Wśród naszych akcjonariuszy zadziwiająco długo utrzymywała się wiara, iż Firma jest za duża, żeby upaść (too big to fail). Przecież się udało. Co – zważywszy na jakość governance – wcale nie dziwi. Firmę wykreślono z rejestru na ponad sto lat.

Niedługo wcześniej drobny akcjonariusz Tadeusz Kościuszko wystarał się o prokurę i usiłował zawiązać w obronie Firmy porozumienie akcjonariuszy. Przedtem odbył road show w Ameryce, gdzie nawiązał obiecujące kontakty, z których oczywiście nie było żadnego pożytku. Kolejni prezydenci deklarowali mu przyjaźń, lecz później Amerykanie nie kupili ani jednej kosy. Już wtedy kiwali nas w sprawach offsetu. I tak dobrze, że Kościuszce dano amerykańską wizę, bo teraz niekoniecznie miałby na to szansę.

W 1794 r. Kościuszko podjął próbę skupienia wokół siebie rozproszonego drobnego akcjonariatu, głównie wiejskiego, któremu w Połańcu złożył korzystną ofertę. Naobiecywał cuda. Dzisiaj obowiązuje wymóg przedkładania prospektów do KNF, ale cuda i tak obiecują bez umiaru. Szczególnie śmieszą androny o dronach. Kościuszko emitował papierowe pieniądze, jak zwykle bez pokrycia, ale niesprawiedliwa historia zapamiętała Górę Kościuszki i Dziurę Bauca, a równie dobrze mogło być na odwrót. Po udanej inwestycji w Racławicach nastąpił krach pod Maciejowicami. Plany Kościuszki wspierał m.in. Jan Kiliński, przywódca warszawskich inwestorów indywidualnych. Na Starym Mieście zachowali się jak kibice Legii. Albo jeszcze gorzej. Umorzyli kilku poważnych inwestorów. Wprawdzie w sumie chcieli dobrze, ale wyszło jak zwykle.

Kościuszko jest jedną z nielicznych w naszych dziejach postaci niezaprzeczalnie uczciwych. Nawet fundacja jego imienia nie robi przekrętów ni zwałek. Dlatego działa aż za oceanem. I rząd nie może jej dopaść.

Wykreślenie Firmy z notowań nie wywołało w Europie zdziwienia. Zachodni analitycy lepiej znali jej sytuację niż miejscowi. Długoterminowa analiza techniczna czytelnie wskazuje, że wejściu Firmy na rynek w 966 roku towarzyszył silny wzrost notowań; został on wkrótce przerwany, zwłaszcza w następstwie splitu z 1138 r., lecz Kazimierz Wielki dał trwale podwaliny pod trwałą hossę, która osiągnęła apogeum w roku 1610, kiedy nasi zajęli krótką pozycję na moskiewskim Kremlu. Kilkadziesiąt lat później notowania załamały się; w 1683 r., po udanej inwestycji wiedeńskiej wprawdzie doszło do odbicia, ale krótkotrwałego. Wkrótce niewidzialna ręka rynku nakreśliła na ścianie złowrogie przesłanie, którego akcjonariusze nie dostrzegli. Albo nie pojęli. Otwarło to drogę Trzem Wiedźmom. Strzeżmy się!

Okiem eksperta
Wysokie oczekiwania inwestorów
Okiem eksperta
Europa podejmuje decyzje...
Okiem eksperta
WIG z apetytem na rekordy
Okiem eksperta
Cisza przed czy po burzy?
Okiem eksperta
Bliski Wschód pretekstem zakończenia wzrostów?
Okiem eksperta
Rynek już czeka na wyniki technologicznych gigantów