Komitet Stabilności Finansowej podtrzymał swoją wcześniejszą ocenę i uważa, że rynek mieszkaniowy jest w wysokiej fazie aktywności, ale nie generowała dotąd nadmiernych napięć. Zwrócono jednak uwagę, że wzrostowi popytu na mieszkania towarzyszyły wzrosty cen mieszkań związane w części ze zwiększeniem kosztów produkcji.

KSF, na który składają się przedstawiciele KNF, MF, NBP i BFG, podtrzymał zalecenie, aby banki zachowały ostrożność przy ocenie zdolności kredytowej klientów wnioskujących o kredyt mieszkaniowy, w szczególności w celach inwestycyjnych. „Komitet będzie kontynuował monitorowanie rynku nieruchomości mieszkaniowych z punktu widzenia źródeł ryzyka systemowego".

W ostatnich latach średnie ceny mieszkań w Polsce rosną w tempie około 8 proc. w skali roku. Popyt jest duży, bo rosną wynagrodzenia i oszczędności Polaków, a lokaty bankowe są bardzo nisko oprocentowane (najlepsze za 2-3 proc., ale często mają istotne ograniczenia np. w postaci limitów kwot czy terminu). Dlatego na rynek mieszkaniowy płynie sporo pieniędzy także inwestorów, szacuje się że jedna trzecia zakupów mieszkań przeprowadzanych jest w celach inwestycyjnych.

Wprawdzie nowych kredytów mieszkaniowych szybko przybywa, ale nie ma na razie zagrożenia z nadmiernym zadłużeniem. Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że po dziesięciu miesiącach sprzedaż hipotek była wyższa rok do roku pod względem liczby o 9,7 proc. (udzielono ich 193,3 tys.) a wartości o 19,8 proc. (do 47,4 mld zł). BIK podtrzymuje swoją prognozę, zgodnie z którą w całym roku sprzedaż kredytów mieszkaniowych ma sięgnąć 56 mld zł i będzie to najlepszy rok od dekady. O zbytnim zalewarowaniu raczej trudno mówić, bo banki wymagają co najmniej 20-proc. wkładu własnego (dekadę temu zadłużano się na kwotę większą niż wartość mieszkania). Poza tym wciąż spora część zakupów mieszkań finansowana jest gotówką – w niektórych kwartałach było to nawet 70 proc., ostatnio ok. 55 proc.

Ryzykiem jest zaś wzrost stóp procentowych, bo niemal wszystkie kredyty w Polsce oparte są o zmienną stopę. Większy koszt pieniądza oznaczałby więc wyższe koszty obsługi długu, ale i to ryzyko na razie jest niewielkie, bo dochody Polaków szybko rosną, nie zanosi się na konieczność podwyżek stóp procentowych (nie mówiąc już o tak dużych, które pogorszyłyby spłacalność kredytów) a poza tym banki udzielając kredytu przeprowadzają odpowiednie symulacje badając zdolność klientów do poradzenia sobie ze wzrostem raty.