5 głównych zarzutów wobec bitcoina - Filip Pawczyński, prezes Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin

Gościem Piotra Zająca w piątkowym Parkiet TV był Filip Pawczyński, prezes Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin. Rozmawialiśmy o działalności stowarzyszenia i krytycznych argumentach dotyczących kryptowaluty.

Aktualizacja: 15.12.2017 12:38 Publikacja: 15.12.2017 12:30

Filip Pawczyński, prezes Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin gościł w piątkowym #PROSTOzPARKIETU

Filip Pawczyński, prezes Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin gościł w piątkowym #PROSTOzPARKIETU

Foto: parkiet.com

Jaką rolę pełni Polskie Stowarzyszenie Bitcoin?

Zaczęliśmy działać w połowie 2013 r. Mamy największą w tej części Europy grupę ekspercką, która od kilku lat zajmuje się kryptowalutami. Naszą główną rolą od początku jest edukacja. Realizujemy nasze zadania na różnych polach, od współpracy z Ministerstwem Cyfryzacji do spotkań bardziej lokalnych, w mniejszych miejscowościach. Drugim ważnym zadaniem stowarzyszenia jest jednoczenie całej społeczności, a więc przedsiębiorców i użytkowników bitcoina, a także wszystkich osób, które chciałyby razem z nami propagować ideę kryptowalut. Zależy nam na przekazywaniu wartościowej wiedzy. W sieci jest mnóstwo informacji, ale nie wszystkie odpowiednio prezentują ten temat. Kryptowaluty to bowiem nie tylko pieniądz internetowy, jak się powszechnie uważa, ale także nowy typ zdecentralizowanej ekonomii, dostosowanej do naszych zinformatyzowanych czasów.

Kto wchodzi w skład waszej społeczności i o jakiej skali tu mówimy?

Zrzeszamy i indywidualnych uczestników i posiadaczy kryptowalut, a także przedstawicieli biznesu (np. firmy zajmujące się obrotem bitcoinami) i inwestorów prywatnych i instytucjonalnych. Jesteśmy tak naprawdę otwarci na każdą współpracę, ale podstawową zasadą jest posiadanie minimalnej wiedzy na temat kryptowalut. Jeśli chodzi o skalę, to aktywnych uczestników, którzy propagują naszą ideę jest nie więcej niż 100 tys. osób w Polsce.

Pełnicie też rolę takiego nadzorcy rynku. Dwa tygodnie temu napisaliście list otwarty do giełdy BitBay wyrażający wasze obawy związane z planowanym wprowadzeniem do obrotu futurocoina.

Chcieliśmy w ten sposób wyrazić nasze zaniepokojenie tym projektem. Istnieje pewien standard na rynku kryptowalut i BitBay, jako jeden z naszych członków, zna ten standard. Niestety futurocoin go nie spełnia, dlatego zareagowaliśmy.

To „Kanon dobrych praktyk podmiotów rynku kryptowalutowego" wyznacza te standardy?

Tak. On pierwotnie, w 2014 r., nazywał się „Minimalne standardy bezpieczeństwa giełd bitcoinowych", i powstał po to, by trochę zestandaryzować rynek i dać jego uczestnikom niezbędną wiedzę o tym, jak te giełdy powinny funkcjonować. Wraz z Ministerstwem Cyfryzacji postanowiliśmy odświeżyć ten dokument i poszerzyć jego zakres i tak powstał Kanon. Liczymy na to, że uczestnicy rynku kryptowalut zapoznają się z zawartymi tam standardami, dzięki czemu będą mogli zweryfikować, czy firma z którą zamierzają współpracować (np. giełda, kantor) spełnia te wytyczne. Z drugiej strony Kanon ma być też wyznacznikiem dla firm, jak obsługiwać klienta zgodnie z zasadami akceptowanymi w całym środowisku.

A więc jesteście takim odpowiednikiem KNF w świecie cyfrowym?

Nie staramy się naśladować KNF. Kryptowaluty to świat finansów, do którego ludzie podchodzą w specyficzny sposób, więc chcieliśmy nadać mu znamiono samoregulacji, tylko w takiej dość elastycznej formie. Nie dążymy do tego, by, jak KNF, wydawać licencje na działalność itp. Chcemy przede wszystkim zwiększać bezpieczeństwo na tym rynku.

W ostatni weekend wydaliście też ostrzeżenie dotyczące samej spekulacji bitcoinami. Niepokoi was to, że coraz więcej osób z niewielką wiedzą wchodzi na ten rynek?

Tak. Kryptowaluty są przez wielu postrzegane jako okazja do szybkiego zarobku.

50 proc. w ciągu tygodnia robi wrażenie.

No właśnie. A historyczny wykres pokazuje, że takie silne zwyżki już się zdarzały i kończyły się mocnym schłodzeniem. Zależy nam na tym, by nabywcy bitcoinów zdawali sobie sprawę z tego ryzyka. Nie wiemy kiedy dojdzie do korekty, zwłaszcza, że coraz większe jest zainteresowanie i kryptowalutami i technologią blockchain ze strony tradycyjnych funduszy i giełd. Przypominamy jednak, że jest to rynek wciąż bardzo młody i płytki, a jednocześnie bardzo płynny, co sprawia, że jest tam wiele miejsca do różnego rodzaju manipulacji.

Uważa pan, że obecna cena bitcoina, przekraczająca już 16 tys. dol., to jest realna wycena czy jednak przesadne wykupienie rynkowe?

Moim zdaniem, które podziela wiele osób z branży, obecna cena jest bardzo wygórowana. Zwłaszcza, gdy sprawdzimy ile ludzi faktycznie używa bitcoina do czegoś innego niż spekulacja. Patrząc jednak na to, w czym ta wartość jest wyrażana, czyli w dolarach, które są non stop drukowane, to należy się zastanowić, czy to jest prawidłowy wyznacznik wartości. Jeśli porównujemy nowy typ ekonomii, czyli tej zdecentralizowanej, do tej neoklasycznej opartej na stymulacji rynku długiem, to mamy obawy, że to porównanie jest nieadekwatne. Nie wiem zatem, czy to bitcoin zyskuje, czy tradycyjny pieniądz traci na wartości.

Większość użytkowników wykorzystuje bitcoina do spekulacji?

Nie wiem czy większość, ale na pewno jest to spory odsetek. Poza tym sporo firm korzysta z kryptowalut tylko do rozliczeń międzykontynentalnych. Duża część kupuje kryptowaluty i je przetrzymuje w portfelach.

10 grudnia giełda CBOE uruchomiła pierwsze kontrakty terminowe na bitcoina. Tradycyjne giełdy wchodzą w pewien sposób w ten biznes. Co to oznacza dla waszego środowiska?

Dla nas jest to kolejne potwierdzenie, że bitcoin jest użytecznym aktywem. Akurat w tym przypadku ma służyć do spekulacji, ale myślę, że dzięki tym kontraktom wiele osób, które nigdy wcześniej nie wiedziały o kryptowalutach, zainteresują się tym tematem. Jest to więc także element edukacyjny.

Chciałbym, żeby zmierzył się pan z kilkoma argumentami podawanymi przez sceptyków kryptowalut, które najczęściej pojawiają się w mediach. Pierwszy zarzut dotyczy tego, że bitcoin nie ma żadnej wartości, ani żadnego pokrycia, jest tworem czysto wirtualnym.

To tak samo, jakbyśmy mieli się spierać o to, czy internet ma wartość, bo też jest nienamacalny. Oczywiście mamy serwery, ale za bitcoinem też stoi technologia.

Co dokładnie mu tę wartość nadaje, w takim fundamentalnym sensie?

Za bitcoinem stoi technologia blockchain, a jej działanie podtrzymuje z kolei technologia potwierdzania transakcji, za którą stoją procesory, układy scalone najwyższej jakości. Górnicy używają już układów ASIC wielkości 10 nanometrów. Ta technologia kosztują miliardy dolarów, bowiem całą rozproszoną sieć tworzy wiele osób.

Ale pieniądz fiducjarny, choć też nie ma w niczym pokrycia, ma jednak gwarancję banku centralnego. Tymczasem nad emisją bitcoina nie czuwa żadna instytucja.

Tak naprawdę na papierku, który dostarcza nam NBP nigdzie nie jest napisane, że to jest pieniądz. To jest prawny środek płatniczy. Ufamy tylko, że ma on moc nabywczą, umówiliśmy się na to. Jest to więc rodzaj umowy społecznej i teraz pytanie, która umowa jest lepsza? Ta między użytkownikami i centralną instytucją, czy ta między użytkownikami w ramach zdecentralizowanej sieci? Moim zdaniem ta druga, bowiem w tej pierwszej podaż pieniądza zależy od jednego, centralnego organu, co niesie ze sobą ryzyko manipulacji. Dlatego pieniądze są drukowane, a ludzie za masło płacą 9 zł.

Zmierza pan do tego, że podaż bitcoina jest ograniczona do 21 mln sztuk. Ale z drugiej strony powstają nowe twory, jak bitcoin cash, bitcon gold i inne kryptowaluty. Czy to nie grozi cyfrową inflacją?

To wszystko to alternatywne waluty.

Ale można nimi płacić.

Oczywiście. Skoro rynek je wycenił, to można nimi płacić. Ale one niczego bitcoinowi nie odbierają. Moim zdaniem rozwój różnych alternatywnych kryptowalut to po prostu efekt całego ruchu społecznego, wyrażającego określone poglądy technologiczne, który chce dostarczyć ludziom optymalnej, cyfrowej waluty. To nie jest inflacja. To znak naszych czasów, czasów zdecentralizowanej ekonomii.

A jak pan reaguje na zarzuty, że bitcoin to jedna wielka bańka spekulacyjna, przez niektórych określana wręcz piramidą finansową? Na Twitterze często dyskutują ze sobą na ten temat Albert Rokicki, przedstawiciel giełdowego, mainstreamowego środowiska oraz Lech Wilczyński, pana kolego, założyciel kantoru InPay.

Faktycznie. Mieliśmy nawet okazję spierać się z panem Albertem na jednym z ostatnich paneli dyskusyjnych. Odnieśliśmy jednak wrażenie, że za argumentacją nie idą merytoryczne argumenty, tylko zwykłe trzymanie się swoich ugruntowanych przekonań. Jeśli ktoś nie ma otwartego podejścia do nowych rzeczy, to ciężko będzie go przekonać. Nie ma tym oczywiście nic złego, zwykła ludzka przypadłość. Przypominam jednak, że na takim podejściu można tracić, bowiem trudno będzie się dostosować do zmian. Kodak nie dostosował się do rynkowych nowinek i był przekonany, że cyrowa fotografia nie zadomowi się na rynku. I wydaje mi się, że z bitcoinem jest podobnie. Jest to nowość technologiczna, do której część osób nie chce się dostosować, więc krytykuje ją nazywając m.in. bańką.

Według Bloomberga 1000 osób posiada 40 proc. rynku bitcoina, co oznacza dużą koncentrację kapitału, a więc spore ryzyko manipulacji.

Jest to ryzykowne, ale pamiętajmy, jak system kryptowalutowy dostarcza tzw. pozornej anonimowości. Tu jest mowa o 40 proc. adresów. Nie wiadomo do ilu osób należą te adresy, ponieważ mogą być podpisane wieloma kluczami. Wtedy aby ruszyć środki z takiego adresu potrzeba więcej niż jednej osoby. Zmierzam więc do tego, że statystyki te są nieprecyzyjne. Przykładowo wśród tych 40 proc. adresów mogą być adresy giełd, a one nie posiadają swoich środków, tylko środki wielu osób, które na owych giełdach handlują i trzymają swoje kryptowaluty.

Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion, powiedział ostatni z jednym wywiadów, że bitcoin służy do nielegalnych transakcji. To zdanie podziela wiele osób i często podają to jako argument całkowitym zakazem obrotu kryptowalutą. Co pan na to?

Bank Anglii pokazał statystyki za ubiegły rok, pokazujące transfery kapitału na rzecz prania brudnych pieniędzy, czy też finansowania terroryzmu. Bitcoin miał tym udział poniżej 0,5 proc. Jego użycie do tego typu celów jest więc znikome. Pozostaje oczywiście kwestia narkotyków i innych nielegalnych towarów, które można nabyć w sieci w tzw. dark webie. Tego typu handel był faktycznie jednym z kół zamachowych kryptowalut w pierwszych dwóch latach och istnienia. Były takie niechlubne historie, ale zakończyły się interwencjami służb federalnych USA, aresztowaniami i zajęciem pokaźnych środków w bitcoinach. Cały czas oczywiście można kryptowaluty wykorzystywać do takich celów, ale są to już teraz znikome przypadki. Bitcon nie jest bowiem w pełni anonimowy. Daje pozorną anonimowość, której stopień zależy od tego, na ile potrafimy sami ją sobie zapewnić. Tak samo jak w internecie. Jak się bardzo postaramy, to możemy zachować anonimowość, ale większość użytkowników jest w pełni transparentna.

I ostatnich zarzut dotyczy ogromnego zużycia energii do kopania bitcoinów i podtrzymywania sieci. Adrain Zandberg, szef Partii Razem, zwracał na to uwagę na Twitterze, pisząc, że liczby są porównywalne do zużycie energii przez całą Nigerię, a więc 186-mln kraj.

Zużycie jest bardzo duże, ale żeby uchwycić skalę, potrzebujemy porównania. Jak zestawimy to z ilością energii zużywaną przez tradycyjny system finansowy, a więc sieć banków komercyjnych, to ten energetyczny koszt utrzymania sieci bitcoinów okazuje znacznie mniejszy. Oczywiście banki nie podają takich statystyk zużycia energii, ale wystarczy sobie wyobrazić chociażby te wszystkie oddziały i pracujące w nich urządzenia (nie mówić już o konwojach itp), by mniej więcej uchwycić rozmiar. Uważam, że możliwości kryptowalut są tak duże, że ich energochłonność jest akceptowalna.

Zapraszamy do oglądania programu i subskrypcji kanału Parkiet TV na YouTubie.

 

Inwestycje
Kacper Nosarzewski, 4CF: W poszukiwaniu czarnych łabędzi
Inwestycje
Amerykańskie akcje większy zysk przynoszą w okresie od listopada do kwietnia
Inwestycje
Czy warto pozbywać się akcji w maju?
Inwestycje
Kamil Stolarski, Santander BM: Polskie akcje wciąż są nisko wyceniane
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Na giełdach nie dzieje się nic złego
Inwestycje
Niemiecki DAX wraca do walki o 18 000 pkt