W ciągu zaledwie kilku dni polska waluta osłabła wobec euro o niemal 2,5 proc., a od początku września o 3,7 proc. To stawia ją w gronie najsłabszych w tym okresie walut państw zaliczanych do rynków wschodzących. Ekonomiści z banku Santander zauważyli, że tak mocno w tak krótkim czasie złoty tracił na wartości w marcu, na początku pandemii, a wcześniej w 2016 r. W tym ostatnim przypadku deprecjacja złotego była częściowo napędzana krajowymi czynnikami, m.in. obniżką oceny wiarygodności kredytowej Polski przez agencję S&P. Dzisiaj tak nie jest, ale mimo to osłabienie polskiej waluty może teoretycznie mieć implikacje dla krajowej polityki pieniężnej.
Węgierska niespodzianka
– Na rynku walutowym mamy do czynienia z efektem wąskich drzwi. Do niedawna inwestorzy budowali krótkie pozycje w dolarze, a długie w euro i innych walutach. Na początku września to pozycjonowanie było już skrajne. Rynek czekał tylko na iskrę, która doprowadziła do odwrócenia tego pozycjonowania. To poskutkowało umocnieniem dolara wobec euro – tłumaczy „Parkietowi" Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers. Tą iskrą, jak dodaje Rafał Benecki, główny ekonomista ING BSK, było nasilenie się obaw, że w USA przed wyborami prezydenckimi nie zostanie już wprowadzony kolejny pakiet fiskalny oraz wzrost liczby zachorowań na Covid-19 w Europie. Kwiecień przypomina, że osłabienie euro wobec dolara tradycyjnie pociąga za sobą osłabienie złotego i innych walut regionu wobec euro. – W tym sensie mamy do czynienia z czysto technicznym osłabieniem złotego – mówi.
Tak samo można tłumaczyć deprecjację innych walut państw z koszyka rynków wschodzących. Mimo to banki centralne niektórych z tych krajów zdecydowały się interweniować, aby zastopować osłabienie swoich walut. Tak ekonomiści interpretują czwartkową podwyżkę głównej stopy procentowej w Turcji o 2 pkt proc., do 10,25 proc., oraz ogłoszoną tego samego dnia na Węgrzech podwyżkę stopy oprocentowania tygodniowych depozytów banków komercyjnych w banku centralnym o 0,15 pkt proc., do 0,75 proc. Szczególnie zaskakujący był ruch Narodowego Banku Węgier, który dwa dni wcześniej na regularnym posiedzeniu pozostawił wszystkie stopy procentowe bez zmian. Te decyzje prowokują pytanie, czy także NBP może bronić waluty przed dalszym osłabieniem?
Złoty jest za mocny
– Można śmiało zakładać, że NBP nie boi się deprecjacji złotego, zwłaszcza w takiej skali. Interwencji nie będzie – ocenia Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku. Jak przypomina, RPP jak dotąd martwiła się raczej tym, że złoty nie osłabił się wystarczająco w reakcji na globalny kryzys i poluzowanie polityki pieniężnej w Polsce. Od kilku miesięcy w komunikatach Rady pojawia się zdanie, że to może hamować ożywienie w polskiej gospodarce. – NBP nie wyrażał dotąd niezadowolenia z osłabienia złotego. Przeciwnie, komentarze przedstawicieli NBP, jeśli się pojawiały, dotyczyły raczej zbyt małej skali deprecjacji złotego lub ryzyka jego umocnienia – zgadza się Piotr Bartkiewicz, ekonomista z mBanku. Zwraca też uwagę na to, że choć w ostatnich dniach złoty osłabił się nawet bardziej niż inne waluty regionu, to patrząc w dłuższej perspektywie jego deprecjacja jest niewielka.