TFI podchodzą z rezerwą do pomysłu NBP

Zdaniem Narodowego Banku Polskiego opłaty w funduszach, szczególnie dłużnych, powinny być mniejsze niż zakłada obecnie obowiązujące rozporządzenie Ministra Finansów. TFI mają nieco inne zdanie w kwestii opłat.

Aktualizacja: 17.06.2020 15:04 Publikacja: 17.06.2020 11:27

TFI podchodzą z rezerwą do pomysłu NBP

Foto: AdobeStock

„Na skutek pandemii COVID-19 oraz związanego z tym spadku stóp procentowych towarzystwa funduszy inwestycyjnych powinny wprowadzić dalsze obniżki wysokości stawek wynagrodzenia za zarządzanie" - twierdzi NBP. "Dotychczasowe rozwiązania regulacyjne w tym zakresie wydają się bowiem niewystarczające w obliczu zmiany warunków rynkowych, a polski sektor funduszy inwestycyjnych wciąż pozostaje jednym z najdroższych w Europie" – czytamy w raporcie NBP.

Bank zwraca uwagę, że wynagrodzenie za zarządzanie pomniejsza stopy zwrotu uzyskiwane przez uczestników, co przy niskich stopach procentowych może sprawić, że koszty ponoszone przez uczestnika przewyższają wynik funduszu.

„Spadek stóp procentowych i stopy wolnej od ryzyka powinien zatem skłaniać TFI do obniżania kosztów obciążających uczestników funduszy inwestycyjnych (zwłaszcza funduszy dłużnych), gdyż w przeciwnym razie inwestorzy mogą nie mieć możliwości uzyskania dodatniej stopy zwrotu" – przewiduje NBP.

Po cięciach stóp procentowych rentowności obligacji skarbowych spadły do rekordowo niskich poziomów (1,2-1,4 proc. dla papierów 10-letnich). Z kolei średnie opłaty w funduszach papierów skarbowych, w zależności od grupy, wynoszą od 0,94 do 1,34 proc. Obecny limit opłaty stałej to 3 proc. Docelowo, od 2022 r., będzie sięgał 2 proc. Podczas prac nad przepisami NBP apelował, by górna granica opłaty wynosiła 1,5 proc.

Branża funduszy ma nieco inne zdanie na temat opłat. - Należy pamiętać, że pandemia dotknęła również istotnie branżę funduszy, a wynagrodzenie za zarządzanie w funduszach ma ścisły związek z modelem dystrybucji, bowiem większość pobieranego przez TFI management fee pokrywa koszty dystrybucji funduszy - przekonuje Małgorzata Rusewicz, prezes IZFiA. Przypomina, że IZFiA wraz z członkami opracowała nowy model wynagradzania dystrybutorów funduszy. Podczas prac przeanalizowano dane o opłatach w blisko tysiącu funduszy luksemburskich. Zdaniem Rusewicz dane te pokazują, że przy poziomie maksymalnej opłaty za zarządzanie polskie fundusze nie są droższe, bowiem z tego wynagrodzenia pokrywane są wszystkie koszty funkcjonowania funduszy. - Na Zachodzie zaś obok wynagrodzenia za zarządzanie funkcjonuje opłata dla dystrybutora lub opłata administracyjna oraz kategoria tzw. inne koszty. Ponadto w Polsce fundusze sporadycznie pobierają opłatę manipulacyjną od wpłaty, co na Zachodzie jest raczej standardem - komentuje prezes IZFiA. - Należy brać także pod uwagę wielkość naszego rynku, który jest znacznie mniejszy. Oddawanie większej części swojego wynagrodzenia przez TFI dystrybutorom powoduje, że ich rentowność gwałtownie spada, zważywszy, że powstają nowe koszty i obciążenia regulacyjne. Najważniejsza jednak moim zdaniem jest transparentność - aby klient otrzymywał pełną informację o ponoszonych kosztach, również o kosztach dystrybucji – mówi Rusewicz.

TFI w I kwartale zarobiły netto łącznie 198,8 mln zł. To o 17 proc. mniej niż rok temu. Był to najsłabszy okres od końca 2017 r. NBP zwrócił uwagę również na płynność funduszy dłużnych. "Na progu kryzysu fundusze inwestycyjne otwarte posiadały jednak niemal najniższy w historii bufor płynności w postaci depozytów i środków pieniężnych (3,8 mld zł). Na koniec 2019 r. udział tej kategorii aktywów wyniósł jedynie 3,2 proc. kapitału zgromadzonego w tych funduszach, dwukrotnie mniej niż na koniec 2018 r. Najniższy bufor płynności miały fundusze dłużne" - czytamy. Jak podano, istotną część ich lokat stanowiły natomiast papiery dłużne przedsiębiorstw niefinansowych (około 6 mld zł) oraz banków (około 13 mld zł, w tym 4,4 mld zł obligacji podporządkowanych krajowych podmiotów). "Fundusze te świadomie podejmowały więc ryzyko, nabywając instrumenty charakteryzujące się niewielką płynnością w zamian za wyższą oczekiwaną stopę zwrotu" - analizuje NBP.

Według NBP, TFI powinny również zatrzymać zyski wypracowane w ubiegłych latach, by wzmocnić bazę kapitałową. „Warto także stwarzać zachęty regulacyjne do utrzymywania przez fundusze większego bufora płynności i rozważyć umożliwienie funduszom inwestycyjnym wykorzystanie dodatkowych narzędzi zarządzania płynnością poza zawieszeniem odkupywania jednostek uczestnictwa" – czytamy w raporcie. Bank zwraca jeszcze uwagę na problem stosowania przez fundusze skorygowanej ceny nabycia jako metody wyceny niektórych instrumentów dłużnych. „Metoda ta budzi kontrowersje przede wszystkim w przypadku podmiotów umarzających jednostki na żądanie, gdyż skorygowana cena nabycia nie zawsze jest ceną, po której można odsprzedać instrument w sytuacji wycofywania środków przez inwestorów" – podkreśla NBP.

Fundusze inwestycyjne
Michał Szymański: W tym stanie rynek akcji będzie dalej tkwił w marazmie
Fundusze inwestycyjne
WSA oddalił skargę Altusa, ale spółka nie składa broni
Fundusze inwestycyjne
Przedsmak REIT-ów, czyli debiut nieruchomościowego FIZ-u
Fundusze inwestycyjne
Fundusze inwestycyjne zakończyły kwartał z hukiem
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Fundusze inwestycyjne
Pęd za funduszami dłużnymi nieco słabnie. Rośnie tolerancja ryzyka
Fundusze inwestycyjne
Witold Chuść, Rockbridge TFI: Wolę 2,4 proc. z bunda niż 4,5 proc. z treasuries