To jasne, że obniżki w Polsce podyktowane są 'normalizacją' polityki, a nie spowolnieniem gospodarczym. Co prawda obserwujemy, jak dynamika wynagrodzeń spowalnia, a przemysł jest wciąż daleki od dużej ekspansji, ale w ogólnym rozrachunku Polska trzyma się mocno, nawet na tle Stanów Zjednoczonych. Tam zmiana polityki Fed spowodowana jest nie tylko powolnym zejście z wysokich 'realnych' stóp, ale rosnącymi obawami o kondycję rynku pracy, gdzie szereg wskaźników zatrudnienia 'alarmuje' decydentów. Co więcej, w przeciwieństwie do Polski, cięcia stóp w USA wydają się w przyszłym roku niemal przesądzone. Dotychczasowego szefa Fed, Powella, zastąpi nowy przewodniczący, wyznaczony przez Trumpa.
Jak wiadomo, nie tylko Trump, ale również sekretarz skarbu, Scott Bessent uważają, że stopy w USA są zdecydowanie za wysokie, a Fed robi błąd, nie spiesząc się z luzowaniem polityki. W scenariuszu skrajnym może to oznaczać, że w przyszłym roku stopy w Stanach Zjednoczonych mogą spaść nawet o 150 pb, lub więcej i szanse na taki scenariusz wydają się obecnie zdecydowanie większe, niż nad Wisłą, gdzie rok 2026 co prawda niemal na pewno przyniesie kolejne obniżki w NBP, jednak tempo i skala porównywalna do tegorocznych 125 pb wydają się scenariuszem bardzo, ale to bardzo optymistycznym. Nawet jeśli USA wprowadzą drakońskie cła na towary, w tym chińskie, wydaje się, że stopy mogą spadać pomimo to, ponieważ priorytetem nowej Rezerwy Federalnej będzie drastyczna obniżka kosztu obsługi długu i stworzenie 'gruntu' pod ponowną industrializację gospodarki. W ostatnim czasie Trump twierdził, że obecne liczby pokazują, iż w USA nie ma w ogóle inflacji. To pokazuje tylko jak wielką 'tolerancję' może mieć na to grający z prezydentem do jednej bramki Fed, począwszy od 2026 roku.
Słabszy dolar może być przyjacielem zmian za oceanem, a cięcia stóp w otoczeniu podwyższonej i karmionej cłami inflacji mogą jeszcze bardziej pogłębić 'dewaluację' waluty, prowadząc kapitał w stronę metali szlachetnych, ale także giełdy i wszelkich alternatyw dla tracącej na wartości gotówki. Niemniej jednak widzimy, że ostatnie decyzje NBP powoli otwierają dla USDPLN drzwi do wejścia z powrotem w strefę 3,80. Jeśli Fed miałby w przyszłym roku zaskoczyć i reagować nieco 'ospałymi' cięciami stóp, moglibyśmy oczekiwać nawet powrotu pary powyżej 4. Tu jednak scenariuszem hamującym taki wariant będzie gospodarka amerykańska, której powoli wyraźnie ciąży ostrożne podejście Fedu, niepewność związana z polityką handlową i fiskalną. Nawet jeśli amerykański bank centrlany miałby spowolnić cięcia, lub unikać ich, rynek może widzieć to jako wzrost ryzyka recesji i nie 'nagradzać dolara' za ostrożne podejście Rezerwy Federalnej. Jednym słowem, choć USDPLN ostanio wzrósł, nie widać perspektyw na trwałe odwrócenie trendu w 2026 roku, choć korekta wzrostowa w trendzie spadkowym może wystąpić. Jej zasięgiem wydaje się ostatni poziom 'konsolidacji' na parze.
O godzinie 11:15 za dolara płacimy 3,68, za funta szterlinga 3,90, za euro 4,26, a za franka szwajcarskiego prawie 4,60.
Eryk Szmyd