Po załamaniu sprzedaży detalicznej w kwietniu, maj i czerwiec przyniosły bardzo mocne odbicie. Bardzo wyraźnie było to widać w USA. Po części jest to efekt otwierania się gospodarki po okresie restrykcji, ale niemniej istotna jest pomoc państwa. Przypomnijmy, że w odpowiedzi na kryzys amerykański Kongres bardzo szybko zdecydował się na pomoc w bezprecedensowej skali blisko 3 bilionów dolarów – blisko 15% amerykańskiego PKB. Obejmowała ona m.in. bezpośrednie wypłaty dla obywateli (1200 dolarów na osobę) oraz bardzo hojne dopłaty do zasiłków dla bezrobotnych (po 600 dolarów ponad standardowe wartości płacone na poziomie stanowym). Te ostatnie wygasają w tym tygodniu, a to oznacza, że bez dodatkowych pieniędzy dochody gospodarstw domowych szybko zaczną się kurczyć. Właśnie dlatego obecnie trwają bardzo intensywne negocjacje na temat przedstawionego przez rządzących Republikanów kolejnego pakietu, wartego tym razem ok. 1 biliona dolarów. Miałby on zakładać ponowne wysłanie czeków o dokładnie takiej samej wysokości (w sierpniu) oraz dopłatę do zasiłków, choć na znacznie zmniejszonym poziomie.
Gospodarczo programy te sprawiły, że pomimo spadku PKB i dochodów z pracy, portfele Amerykanów tak naprawdę mocno napęczniały! Teraz jednak brak przedłużenia wsparcia oznaczałby odwrócenie tej tendencji. Oczywiście nie chce tego prezydent, który mocno traci w sondażach, ale i opozycja postawiona jest w trudnej sytuacji – zablokowanie projektu zostałoby wypomniane w kampanii jej kandydatowi. Dlatego należy spodziewać się, że projekt po pewnych zmianach zostanie wprowadzony. Tak ogromny wzrost deficytu przyciąga ostatnio inwestorów do metali szlachetnych i powoduje odwrót od dolara. Jednocześnie inwestorzy indywidualni bardzo mocno uaktywnili się na rynku akcji i będzie panować przekonanie, że przynajmniej część dodatkowych środków właśnie tam trafi. Efekt to kontynuacja dobrych nastrojów. Oczywiście nie da się gospodarki w ten sposób stymulować w nieskończoność. Ale dla polityków i rynków to na razie problem na (najwcześniej) listopad.
Na fali popytu na metale szlachetne i ucieczki od dolara wczoraj para EURUSD zbliżyła się już do poziomu 1,18. Sprawiło to, że w pewnym momencie dolar kosztował mniej niż 3,73 złotego, najmniej od czerwca ubiegłego roku. Dziś mamy niewielką korektę tego umocnienia. O 9:00 dolar kosztuje 3,7501 złotego, euro 4,4018 złotego, frank 4,0769 złotego, zaś funt 4,8280 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB