Ropa naftowa drożała w poniedziałek dosyć umiarkowanie. Za baryłkę surowca gatunku WTI płacono po południu 69,6 USD, czyli o 0,6 proc. więcej niż w piątek wieczorem. Cena surowca gatunku Brent rosła natomiast o około 1 proc. i sięgała 74,6 USD za baryłkę. Większego skoku cenowego nie było, gdyż zmalało ryzyko pogrążenia się Rosji w wojnie domowej. Niezależnie od tego, co myślimy o Rosji, jest ona wciąż jednym z największych producentów ropy naftowej na świecie. W maju, według danych firmy Rystad Energy, wydobywała jej 9,67 mln baryłek dziennie, co plasowało ją na trzecim miejscu pod względem wielkości wydobycia. To, że w wyniku nieudanego puczu nie doszło do zakłóceń w dostawach ropy z Rosji, rynek przyjął więc z lekką ulgą. Analitycy zaczęli jednak wskazywać, że ryzyko stabilności dostaw rosyjskich trzeba będzie mocniej uwzględnić w prognozach na II połowę roku.
Poniedziałkowa sesja upłynęła również pod znakiem rosnących cen surowców rolnych. Ceny pszenicy w Chicago sięgnęły najwyższego poziomu od lutego, czyli 7,55 USD za buszel (czyli 27,2 kg). Na rynkach coraz mocniej odczuwalne są skutki susz, które dotknęły m.in. USA i Europę. Niestabilna sytuacja w Rosji dodatkowo podsyciła wzrost cen. Na rynku metali przemysłowych dominowały natomiast lekkie spadki. Pallad zyskiwał za to ponad 3 proc., a jego cena doszła do 1331 USD za uncję.