Jego zdaniem ciągła defensywa skazuje nasz kraj na porażkę, zwłaszcza że po drugiej stronie funkcjonuje silne lobby. – Konieczny jest więc „atak" poprzez pozytywne przesłanie, które spowoduje, że gaz z łupków będzie postrzegany nie jako problem, ale jako szansa dla Europy na rozwiązanie szeregu jej problemów – mówi Włostowski. Przykładem korzyści z gazu łupkowego jest to, co się dzieje w USA, gdzie wpływa on na konkurencyjność przemysłu i poziom inwestycji.
Włostowski zauważa, że ewentualny import gazu z łupków zza oceanu do powstającego w Świnoujściu terminalu LNG nie nastąpi szybko. Barierą jest brak umowy o wolnym handlu pomiędzy UE i USA. – Departament Energii może pozwolić na eksport gazu do UE, ale tylko po wcześniej przeprowadzonych konsultacjach i gdy uzna, że jest on zgodny z interesem narodowym – twierdzi Włostowski. Tymczasem od wielu miesięcy toczy się za Atlantykiem dyskusja na ten temat, łącznie z oficjalnymi konsultacjami przeprowadzonymi przez Departament Energii. W jej rezultacie do dziś wydano tylko jedno pozwolenie i nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle zostaną wydane następne.
Tymczasem państwa należące do UE muszą przeciwstawiać się polityce handlowej prowadzonej przez Rosję, a polegającej na oferowaniu niskich cen na rynku wewnętrznym i maksymalnie wysokich za granicą. To powoduje, że Rosjanie tak naprawdę dotują własne firmy, oferując im tanie surowce energetyczne. Co robi Bruksela, aby wyrównać szanse? – Przede wszystkim stara się wymóc na Rosji podniesienie ceny gazu na rynku rosyjskim – mówi Włostowski. Na razie UE jednak niewiele wskórała. Jego zdaniem jest to zadanie bardzo trudne. Komisja Europejska może w ostateczności pozwać Rosję w WTO, ale Włostowski jest co do tego sceptykiem.