Jak wynika z raportu agencji IRENA, przy realizacji obecnej polityki rządu udział odnawialnych źródeł energii (OZE) w całkowitym zużyciu energii w 2030 r. sięgnie 15,5 proc. – Ta wartość mogłaby wzrosnąć do 25 proc., jeśli inwestycje w zieloną energetykę by się podwoiłyby, do 4,5 mld USD rocznie – szacują eksperci agencji. Wskazują przy tym, że największe szanse na przyspieszenie dają siłownie na biomasę i farmy wiatrowe.
Potencjał tkwi nie tylko w energetyce, ale też sektorze budowlanym, gdzie wykorzystanie OZE może wzrosnąć trzykrotnie, do 34,8 proc. Duże pole do popisu dają też przemysł i transport ze wzrostem odpowiednio do 23,6 proc. oraz 12,4 proc.
Konieczne nowe ramy?
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej, traktuje raport agencji jako uzasadnienie dotychczasowych planów rządu w zakresie rozwoju OZE do 2020 r. i zbiór czasami pobożnych życzeń na lata 2021–2030. Brakuje mu skonfrontowania przedstawionego potencjału z rzeczywistymi uwarunkowaniami regulacyjnymi i politycznymi naszego kraju. – Z tego powodu nie można traktować go jako realnej, rynkowej mapy drogowej rozwoju OZE – zaznacza Wiśniewski.
Z kolei Arkadiusz Sekściński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, twierdzi, że oczekiwania można zrealizować. – W ciągu najbliższych pięciu lat możliwe jest podwojenie mocy wiatrowych w Polsce, a w perspektywie 2030 r. dojście do 13 GW. Żeby tego dokonać, konieczne są modyfikacje systemu wsparcia – twierdzi Sekściński. Chodzi mu o wyznaczanie racjonalnego poziomu cen referencyjnych i wolumenów w aukcjach na zielone moce.
– W pierwszej aukcji dla wiatraków na lądzie przewidziano ok. 600 MW. Z kolei proponowane ceny dla farm na morzu powinny uwzględniać koszty przyłączenia do sieci po stronie państwa – postuluje Sekściński.