Wbrew zapewnieniom prezesów największych spółek energetycznych konsumenci odczują wprowadzenie wsparcia dla mocy konwencjonalnych w postaci rynku mocy.
Dużo niewiadomych
Wytwórcy opowiadają się za tzw. dwutowarowym rynkiem mocy, czyli wynagradzaniem oddzielnie za produkcję energii i za moc. – W przypadku wprowadzenia rynku mocy należy się spodziewać, że ceny samej energii elektrycznej na giełdzie spadną. Ich zasadniczym celem będzie pokrycie wyłącznie kosztów zmiennych wytwarzania – uważa Maciej Bando, prezes Urzędu Regulacji Energetyki. – Natomiast pojawi się drugi składnik tej ceny, czyli opłata za moc lub, inaczej mówiąc, za gotowość do wytwarzania. Nie będzie ona ponoszona na rynku konkurencyjnym, ale będzie odzwierciedlona w opłatach dla odbiorców – dodaje Bando.
Marian Kilen, menedżer ds. handlu z Fortum, zgadza się, że po wprowadzeniu rynku mocy część oczekiwanych przychodów ze sprzedaży energii zostanie pokryta przez przychody z tytułu sprzedaży mocy. – Niektórym jednostkom może się wtedy opłacać sprzedawać energię w hurcie dużo taniej niż dziś – tłumaczy Kilen.
Jego zdaniem na razie jest zbyt wiele niewiadomych, by szacować, z jak głębokim spadkiem hurtowych cen będziemy mieli do czynienia. – Jeśli energia stanieje o 3 zł/MWh wobec dzisiejszych poziomów (ok. 155 zł/MWh), to nic się nie zadzieje. Ale jeśli będzie to o 40 zł/MWh mniej i hurtowa cena zbliży się do poziomu na giełdzie niemieckiej, to eksport prądu z Polski do Niemiec w niektórych miesiącach może się znów opłacać. Wtedy nasze ceny na TGE mogą być wyższe, niż można byłoby oczekiwać po wprowadzeniu rynku mocy – argumentuje Kilen.
Ważna wysokość opłaty
Jak przyznał wiceprezes Enei Piotr Adamczak podczas konferencji wynikowej ceny hurtowe powinny się zrównać z tymi na rynkach ościennych.