Dobre nastroje na GPW są m. in. pokłosiem dobrych nastrojów na zachodzie. S&P500 na szczycie wszech czasów, Nikkei225 wzrósł o 11 proc. w niecałe dwa tygodnie, a DAX znów jest powyżej 10 000 pkt. Czy te zwyżki to efekt luźnej polityki monetarnej banków centralnych?
Na Wall Street widać spory dopływ gotówki, która niestety nie trafia w takim samym stopniu na rynki wschodzące, w tym Polskę. Wydaje się, że gdy za oceanem dojdzie do korekty, to wówczas inwestorzy będą szukać okazji na Emerging Markets. Część analityków uważa, że sytuacja w Turcji jest dla nas dobra, ponieważ więcej pieniędzy będzie kierowane na GPW. Moim zdaniem to wcale nie takie oczywiste, bo kapitał patrzy na cały koszyk, a turecka niestabilność polityczna ściąga czarne chmury nad wszystkie rynki wschodzące. Poza tym mamy swoje lokalne problemy, jak chociażby kwestia OFE i sektora bankowego. Patrząc na zachowanie wolumenów w układzie kwartalnym widać też, że pieniądze uciekają z rynku akcji, co zmniejsza płynność i sprzyja większej zmienności kursów. Przybywa niestety spółek, które mają tak niski obrót akcjami, że otwarcie pozycji za 4 000 zł staje się problematyczne.
Nie dziwi pana fakt, że główne banki centralne wtłaczają w system finansowy ogromne ilości pieniędzy, a w gospodarce realnej zamiast inflacji mamy deflację?
Dziwi i niepokoi. Obawiam się, że któregoś pięknego dnia przyjdzie nam za to zapłacić. Za kilka, może kilkanaście lat, pojawi się fala inflacji, która zdławi gospodarki. Nie wiadomo oczywiście jakie dokładnie będą skutki, bowiem trwające programy luzowania ilościowego są nowością na rynkach finansowych. Czasem zastanawiam się, czy pompowanie tych pieniędzy to dobra droga, czy może jednak lepiej zostawić gospodarki same sobie. Może na wzór Wielkiego Kryzysu z lat 30-tych XX w. mielibyśmy dwa lata recesji, a później gospodarka znów wróciłaby na ścieżkę wzrostu? Od krachu w 2008 r., mimo finansowych kroplówek w postaci programów QE, wiele gospodarek wciąż ma problem z rozwojem.
Powiązanie sfer realnej i finansowej jest obecnie tak silne, że odłączenie owych kroplówek mogłoby być fatalne w skutkach. 100 lat temu te powiązania nie były tak silne.
Ja mam jednak czasem wrażenie, że programy QE przypominają utrzymywanie na siłę nierentownych firm państwowych. Jeśli firmy te nie mają interesu społecznego, to przecież lepiej pozwolić im upaść, a pieniądze przeznaczyć na coś innego. Ufam, że bankierzy centralni wiedzą co robią.