Debata Parkietu. Co wybory w USA oznaczają dla świata i rynków?

Wyborcza gorączka ogarnęła nie tylko Stany Zjednoczone. Wynik wyborów zdefiniuje porządek świata, nie tylko geopolityki, ale i inwestycji. O potencjalnych scenariuszach rozmawialiśmy podczas specjalnej debaty „Parkietu”.

Publikacja: 31.10.2024 06:00

Uczestnicy debaty (od lewej): Cezary Szymanek oraz Przemysław Tychmanowicz („Parkiet”), Przemysław K

Uczestnicy debaty (od lewej): Cezary Szymanek oraz Przemysław Tychmanowicz („Parkiet”), Przemysław Kwiecień (XTB), Mariusz Adamiak (PKO BP), Mateusz Piotrowski (Polski Instytut Spraw Międzynarodowych) i Jędrzej Bielecki („Rzeczpospolita”). fot. mat. prasowe

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych to wybór między Kamalą Harris a Donaldem Trump. Czy do Trumpa trzeba też dodać Elona Muska?

Mateusz Piotrowski, analityk ds. USA, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych

Mateusz Piotrowski, analityk ds. USA, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych

parkiet.tv

Mateusz Piotrowski (M.P.): Dodanie Muska do tego grona wydaje się być jak najbardziej słuszne. Bryluje on podczas wydarzeń politycznych, tak jakby sam startował w wyborach. Na tle Muska zniknął w zasadzie J.D. Vance, czyli kandydat republikanów na wiceprezydenta.

Jędrzej Bielecki, dział zagraniczny „Rzeczpospolitej”

Jędrzej Bielecki, dział zagraniczny „Rzeczpospolitej”

parkiet.tv

Jędrzej Bielecki (J.B.): Spojrzałbym jednak na to nieco szerzej. Bez mediów społecznościowych, tego co reprezentuje Musk, Trump nie byłby kandydatem na prezydenta. Nie miałby żadnych szans na zwycięstwo w czasach Clintona czy też Busha. Jest to przecież człowiek, który podważył demokrację w Stanach Zjednoczonych. Dzisiaj jednak ma on realne szanse na zwycięstwo. Media społecznościowe są oparte na emocjach, bez filtrów, a główne media amerykańskie, które kiedyś ważyły racje wyborcze, dzisiaj są na marginesie. Trump w tym układzie emocjonalnym jest symbolem odchodzącej Ameryki, która nie odnajduje się w świecie globalizacji. Nieważne, co mówi, jak się zachowuje. W świecie emocji, które reprezentuje Musk, Trump faktycznie może zwyciężyć w wyborach.

Elon Musk stworzył Trumpa w tej wersji?

J.B.: Musk jest sygnałem pokazującym, jak daleko może pójść cynizm, wielki biznes i jak niebezpiecznym miejscem są Stany Zjednoczone, ale też i cały wolny świat. Z drugiej strony zobaczmy, co dzieje się z „Washington Postem”, który został kupiony przez Jeffa Bezosa. Po raz pierwszy gazeta ta nie wskaże, na kogo głosować w wyborach, chociaż był już gotowy komentarz redakcyjny, który miał popierać Harris. Zwyciężył jednak wielki biznes. Inna sprawa, że Harris też jest w kieszeni Wall Street.

To biznes ma więc swoje ambicje polityczne i to on będzie wskazywał Amerykanom, co mają robić?

M.P.: Biznes zawsze miał i ma ambicje polityczne. To, co obserwujemy teraz, jest moim zdaniem wyrażaniem obaw. Jest to obawa przed tym, że Trump może wrócić do władzy i w związku z tym lepiej z tym człowiekiem nie układać sobie złych relacji, bo bierze on takie sprawy bardzo personalnie do siebie. Bezos nie chce więc komplikować sobie relacji z potencjalnym przyszłym prezydentem.

Ale może biznes stawia też na Trumpa, bo jednak jego pomysły gospodarcze wydają się być bardziej sprzyjające temu biznesowi?

Przemysław Kwiecień, główny ekonomista, XTB

Przemysław Kwiecień, główny ekonomista, XTB

parkiet.tv

Przemysław Kwiecień (P.K.): Jest to pewnego rodzaju paradoks. Największe firmy technologiczne są tak naprawdę w rozkroku. Większość ich pracowników jest po wschodniej i zachodniej stronie Stanów Zjednoczonych, czyli tam, gdzie rządzą demokraci i dotacje z ich strony idą do Kamali Harris. Z drugiej strony widać jednak od kilku miesięcy tendencję na szczytach władz największych korporacji do tego, by układać się z jedną i z drugą stroną, a to oznacza, że wybory prezydenckie są rozgrywane bardziej neutralnie. Na koniec dnia rządzą bowiem pieniądze. Akcjonariusze mogliby nie wybaczyć spółkom, że nowa administracja akurat im zaczęłaby dokręcać śrubę, bo wcześniej podpadły one Trumpowi. Kwestia tego, kto wygra wybory w Stanach Zjednoczonych, jest oczywiście bardzo ważna dla globalnego biznesu, bo Trump sprezentował spółkom i ich akcjonariuszom ogromne obniżki podatków. One w trakcie zbliżającej się kadencji prezydenta, ale i Kongresu, staną pod znakiem zapytania. Pamiętajmy bowiem, że obniżki podatków były przecież czasowe. I tutaj znów dochodzimy do paradoksu. Pracownicy firm bardziej popierali lub popierają Harris, ale przecież ona mówi wprost o wycofaniu ulg, wyższych czy nawet nowych podatkach. Trzeba także podkreślić, że dla samych spółek i ich akcjonariuszy nie tylko same wybory prezydenckie będą istotne, ale także i układ sił w Kongresie. Trumpowi z republikańskim Kongresem najłatwiej będzie przeforsować przynajmniej przedłużenie obniżki podatków. Proszę też zwrócić uwagę, że osiem lat temu rynki jednak bardzo bały się Trumpa. Wtedy faworytem była Clinton. Pierwszą reakcją na wygraną Trumpa była przecież panika na rynkach.

Jak może być teraz?

P.K.: Przede wszystkim wydaje się, że reakcje będą spokojniejsze niż osiem lat temu. Rynki z Trumpem też są już oswojone. Raczej bym się spodziewał, że Wall Street pozytywnie zareaguje na wygraną Trumpa, a negatywnie na wygraną Harris.

Mariusz Adamiak, dyrektor, Biuro Strategii Rynkowych, PKO BP

Mariusz Adamiak, dyrektor, Biuro Strategii Rynkowych, PKO BP

parkiet.tv

Mariusz Adamiak (M.A.): Rynki finansowe to są jednak też obligacje czy też waluty. Jeśli chodzi o akcje amerykańskie, to one faktycznie w tym krótkim terminie skorzystałyby z powodów podatkowych i regulacyjnych na wygranej Trumpa. Jeśli chodzi o inne światowe giełdy, to tutaj już ta optyka jest inna. Z kolei rynek obligacji przyjmuje Trumpa jednak negatywnie, ponieważ obawia się, że niezrównoważenie budżetu będzie się dalej powiększać. Mówiąc o samych wyborach, wróciłbym jeszcze do 2016 r. Wtedy nie wygrał Trump tylko trumpizm. Wygrał więc pewien sposób widzenia świata, który nie miałbym szans kilka czy kilkanaście lat wcześniej. Trump ze swoim sposobem widzenia świata, a także z umiejętnością przekazania tego trafił w dobry czas. Dlatego nawiązując do wcześniejszego wątku: Trumpa i Muska wrzuciłbym do jednego worka.

P.K.: Ale Harris też nie jest postrzegana jako osoba, która zrównoważy budżet. Zgadzam się jednak z tym, że ceny obligacji mogą ucierpieć w przypadku wygranej Trumpa, bo jednak planuje on wprowadzić protekcjonistyczną politykę. Temat ceł pojawił się w kampanii, a to nie są tylko słowa. Trump podczas poprzedniej kadencji pokazał, że dąży do realizacji haseł wyborczych. Będzie on dążył do tego ponownie, niezależnie od tego, jaki będzie układ sił w Kongresie, chociaż jeśli będzie on bardziej republikański, to będzie to też dla niego prostsze. Taka polityka celna jest oczywiście proinflacyjna, co nie będzie podobać się rynkom obligacji, bo skomplikuje to ścieżkę szybkiego zejścia stóp procentowych w USA w okolice około 3 proc., którą formalnie kreśli obecnie Fed.

M.A.: Ten element inflacji jest bardzo istotny. Cła, które planuje wprowadzić czy też podnieść Trump, faktycznie są proinflacyjne, bo amerykańska gospodarka nie będzie nagle w stanie zacząć produkować wielu produktów. Jest jednak jeszcze jeden temat, który pomaga Trumpowi w tych wyborach, czyli migracja. Chodzi tutaj głównie o napływ emigrantów. W przeciwieństwie do Europy ci ludzie jednak faktycznie podejmują pracę. Z punktu widzenia rynku pracy, który pozostaje napięty, gdzie bezrobocie jest niskie i ciężko znaleźć osoby do pracy, ta migracja równoważyła gospodarkę i przekładała się na wzrost gospodarczy. Jeśli Trump dokręci śrubę migracyjną, to może mieć to również efekt proinflacyjny. Wtedy może się okazać, że obniżki stóp procentowych w USA będą jednak mniejsze lub nie będzie ich w ogóle. To też jest element zniechęcający inwestorów do rynku obligacji i powoduje wzrost rentowności.

W jakim świecie się obudzimy, jeśli wygra Harris?

J.B.: Moim zdaniem Harris jest kandydatką z przypadku. Joe Biden po słynnej debacie z Trumpem został wypchnięty z wyścigu prezydenckiego. Na jego miejsce weszła Harris, ale dla Amerykanów jest to tak naprawdę skok na głęboką wodę. Harris też nie wykazała się w polityce zagranicznej. Myślę, że jeśli doszłaby do władzy, to można spodziewać się kontynuacji, co w przypadku Polski ma oczywiście znaczenie w kontekście wojny w Ukrainie. Do tej pory polityka w tym temacie polegała na tym, że Amerykanie pomagają Ukrainie, aby ta wytrzymała, ale nie na tyle, by wygrała wojnę, bo mogłoby to doprowadzić do eskalacji poprzez użycie taktycznej broni jądrowej przez Rosję, czy też zaatakowania któregoś z krajów NATO. Jeśli więc Harris wygra, możemy spodziewać się kontynuacji wojny w Ukrainie i jej wietnamizacji. Pamiętajmy przy tym, że mamy Unię Europejską w układzie paraliżu i niepewności politycznej w Niemczech, Włoszech czy też we Francji. Można jednak mieć poważne wątpliwości, czy Harris będzie tak mocno zaangażowana w sprawy europejskie jak Biden, a to będzie moment kluczowy również ze względu na to, co będzie się działo w Chinach. Tam sytuacja jest skomplikowana, co może pchać Chiny w stronę bardziej nacjonalistyczną. Wtedy potrzeba będzie silnego, amerykańskiego prezydenta.

M.P.: Z Harris faktycznie spodziewałbym się pewnej kontynuacji, ale nie ma ona tak silnej międzynarodowej pozycji jak Biden, a dodatkowo nie ma też doświadczenia i zainteresowania tymi kwestiami jak Biden. Jeśli wygra, będzie słabszym prezydentem na arenie międzynarodowej, przynajmniej na początku. To będzie ryzykowny okres, bo Rosja, Chiny czy też Iran mogą być zachęcone do tego, by przetestować amerykańskie zobowiązania w czasie, kiedy administracja Harris będzie się dopiero formować. Jeśli chodzi o Ukrainę, uważam, że wyczerpała się formuła długoterminowej pomocy. Przyjęcie kolejnego, wielomiliardowego pakietu przez Kongres wydaje się niemożliwe. Nie wierzę w zwycięstwo demokratów w wyborach prezydenckich i do Kongresu, a republikanie w większości już w kwietniu w Izbie Reprezentantów głosowali przeciwko pakietowi ukraińskiemu. Administracja Harris w pewnym momencie może więc dążyć do tego, by na drodze szeroko zakrojonych negocjacji zakończyć wojnę.

P.K.: Oczywiście my jesteśmy żywo zainteresowani tym, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Dla Stanów Zjednoczonych jest to jednak front numer trzy. Pojawił się wątek Chin, które dla Amerykanów są jednak punktem numer jeden również dlatego, że dzisiaj największy biznes nie funkcjonuje bez Tajwanu i produkcji półprzewodników. Dodatkowo mamy jeszcze sytuację na Bliskim Wschodzie. Też można odnieść wrażenie, że tam jest wyczekiwanie na nowe rozdanie. Stany Zjednoczone chciałyby więc zdjąć chociaż jeden pionek z planszy po to, by nie działać na trzech frontach. Każda administracja będzie musiała więc zmierzyć się z tym tematem.

M.A.: Mądry, dalekowzroczny prezydent globalnego supermocarstwa z ambicjami bycia liderem świata powinien też dostrzegać nowo tworzącą się oś zła, czyli Rosja, Chiny, Iran i Korea Północna.

Co zwycięstwo Harris oznaczałoby dla rynków?

M.A.: Rynki finansowe dają obecnie większe szanse na zwycięstwo Trumpowi. Potencjalne zaskoczenie i ruch rynku w przypadku Kamali Harris będzie silniejszy niż w przypadku zwycięstwa Trumpa. Pewnie więc zwycięstwo Harris przyniosłoby osłabienie dolara. Para walutowa EUR/USD mogłaby wrócić w okolice 1,10. W przypadku złotego myślę, że wycena dolara spadłaby poniżej 4 zł. Cały koszyk walut rynków wschodzących pewnie zyskałby też na wartości. Zyskiwać mogłyby także europejskie indeksy, szczególnie względem indeksów Wall Street. Złoto pewnie by jednak potaniało, chociaż niezbyt dużo, bo jednak dochodzi tutaj aspekt niepewności geopolitycznej. Z drugiej strony też rentowności obligacji by spadły, co akurat by też jakoś wspierało ceny złota. Zwycięstwo Harris też powinno być sprzyjające dla polskich indeksów. Moim zdaniem widzimy teraz dyskonto rynkowe związane właśnie z potencjalnym zwycięstwem republikanów, ponieważ stawia on jednak pod znakiem zapytania współpracę transatlantycką. Do tego dochodzi kwestia handlu. Jesteśmy największym partnerem handlowym Niemiec, ale generalnie dużo eksportujemy do Unii Europejskiej. Jeśli będą cła, to nie byłoby to dla nas zbyt dobre.

Czyli odwrócenie o 180 sytuacji, którą mamy obecnie?

M.A.: Tak. Mieliśmy do czynienia z Trump trade w ostatnich tygodniach, bo faktycznie te zakłady rynkowe dają teraz większe szanse na zwycięstwo Trumpowi. Też oczywiście trzeba pamiętać, że do wyborów pozostała jeszcze chwila. Rynki będą cały czas dyskontowały nowe sondaże.

Jest jeszcze kwestia bitcoina?

P.K.: Rynek kryptowalut wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych rozgrywa w prosty sposób. Trump jest dobrą wiadomością dla krypto, Harris jest złą informacją. Demokraci i Harris to bardziej konsekwentna linia regulacyjna względem biznesu kryptowalut i trudniejsze warunki do tego, by liberalizować przepisy dotyczącej wchodzenia kryptowalut do głównego nurtu. Wracając do reakcji rynkowych: generalnie zgadzam się z zarysowanym przed chwilą scenariuszem. Też jednak uważam, że te reakcje, o czym już mówiłem, będą mniejsze niż osiem lat temu. Wtedy Trump był jedną wielką niewiadomą, a i sondaże mocno faworyzowały Clinton i również była ona postrzegana jako faworyt Wall Street. Teraz to jednak Trump jest faworytem Wall Street.

Czy więc ten szok nie nastąpi, gdy wygra Harris?

P.K. : Z jednej strony Harris to oczywiście zagrożenia od strony podatkowej i regulacyjnej, ale też byłaby to kontynuacja tego, co rynki bardzo dobrze znają. W Stanach Zjednoczonych ten wielki biznes ma jednak przełożenie i wpływ na ostateczny kształt ustaw. Jest przecież wiele możliwości lobbingu i tak naprawdę trzeba patrzeć szerzej, a nie tylko na kwestię wyborów prezydenckich. Też nie jest tak, że radykalne propozycje z okresu kampanii w pełni są później realizowane. Oczywiście, kiedy będziemy poznawali wyniki wyborów, będzie dużo emocji, pojawią się ruchy na rynku, ale nie będą one aż tak silne jak osiem lat temu. Mówiąc o polskich aktywach, pamiętajmy, że to, co dzieje się w Europie, też nie jest bez znaczenia dla nas. Moim zdaniem dla złotego, euro czy też rentowności obligacji w strefie euro ważniejsze będzie nawet to, czy w końcu fundamenty europejskiej gospodarki, które są już mocno nadwątlone, się ostatecznie posypią i wypadniemy w głębszą recesję niezależnie od tego, co będzie się działo w Stanach Zjednoczonych. Wybory prezydenckie w USA są więc tylko jednym z czynników. Finalnie ważniejsze może być to, co stanie się z europejską gospodarką w ciągu pół roku.

Załóżmy teraz, że wygrywa jednak Trump. Czy włączy on tryb turbo w swojej polityce, tak jak to zrobił chociażby PiS w Polsce?

J.B.: Myślę, że jeszcze lepszym porównaniem może być sytuacja na Węgrzech, bo w Polsce jednak już nie ma tego populizmu. Głównym wzorem dla Trumpa stał się Victor Orbán. Tutaj mamy również porównanie tego, jak wyglądają dwie kadencje. Jest to podobne do tego, co widzieliśmy w Polsce, tylko w wersji jeszcze bardziej rozszerzonej, być może nawet już nieodwracalnej. Jeśli Trump podważy podstawy demokracji, a moim zdaniem będzie lepiej do tego przygotowany niż za pierwszym razem, to cała ta konstrukcja może runąć. Dla wyborców amerykańskich najważniejsze są oczywiście ceny produktów, drożyzna, inflacja, emigracja, natomiast proszę zwrócić uwagę, że Biden podczas swojej kadencji starał się przedstawić rywalizację polityczną jako egzystencjalną walkę między demokracją a autorytaryzmem. Wydaje mi się, że ten autorytaryzm wróci z całą siłą. Trump ma plan zemsty na przeciwnikach, którzy go zawiedli czy też zdradzili. On cały czas uważa zresztą, że Biden jest uzurpatorem, a przez to także i Harris. Stany Zjednoczone były przywódcą demokracji, krajem, który odegrał rolę w upadku komunizmu, a może się okazać, że niedługo będą oni jednak po drugiej stronie. Prezydent USA, który podważa podstawy ustroju tego kraju, to zagrożenie, którego nie mieliśmy od bardzo dawna.

M.P.: Moim zdaniem to zagrożenie jest naprawdę duże. Nawet jeśli Trump przegra, to nie wiadomo, czy uzna on wyniki wyborów. Może nawet deklarować swoje zwycięstwo i próbować dojść do władzy. Część republikańskich wyborców już się nastawia na to, że wybory będą nieuczciwe. Gdyby Trump faktycznie doszedł jednak do władzy, to obawiam się dużej radykalizacji. Jeśli mówi się, że administracja powinna zostać odpolityczniona, to widzimy, że chodzi o to, by zalać tę administrację konserwatystami i to wcale nie chodzi o najwyższe urzędy. Ta chęć do rozliczenia się i zemsty powoduje także, że Stany Zjednoczone mogą skoncentrować się na sprawach wewnętrznych, a to budzi potencjał do tego, by w przestrzeni międzynarodowej przetestować USA. To zresztą jest kolejny problem. Trump nie czuje się liderem przestrzeni międzynarodowej ani też nie czuje tego, że Stany Zjednoczone mają przewodzić światu. Są przecież miejsca, w których absolutnie nie chciałby angażować swego kraju.

J.B.: Moim zdaniem Trump nie ma żadnych poglądów. Jego poglądem jest to, by dojść do władzy i zemścić się na tych, którzy mu podpadli. To rodzi gigantyczną niepewność. Prognozy gospodarcze i rynkowe z tego powodu są również obarczone bardzo dużym ryzykiem.

Być może będzie jednak tak, że różnice w głosach będą nieduże i będą też próby podważenia wyników wyborów. Czy to z perspektywy rynkowej nie jest właśnie największe zagrożenie?

M.A.: Przede wszystkim nawet jeśli wygra Trump, to oczywiście świat dalej będzie istniał, ale konsekwencje średnio- i długoterminowe mogą być bardzo poważne. Trump będzie miał teraz tylko jedną kadencję i będzie też dążył do tego, by zapisać się w historii. Wierzę jednak, że amerykańska demokracja okaże się na tyle silna, że pomimo turbulencji, nawet w przypadku kwestionowania wyników, prezydent zostanie wybrany. Z punktu widzenia rynku ten okres niepewności może oczywiście być okresem podwyższonej zmienności, ale też będzie miał ograniczony zakres czasu i nie to będzie najistotniejsze. Zwycięstwo Trumpa pewnie jednak też będzie oznaczało wzmocnienie Trump trade. Oczywiście tutaj też ważne jest to, co jeszcze wydarzy się przed samymi wyborami. Czasami przecież jest tak, że mamy do czynienia z zasadą „kupuj plotki, sprzedawaj fakty”. Na razie jednak zwycięstwo Trumpa, mimo że przez rynki jest wyceniane jako bardziej prawdopodobne, nie jest wyceniane jako pewne. Para EUR/USD mogłaby więc spaść w reakcji na zwycięstwo Trumpa w okolice 1,06 i pewnie doszłoby do wzmocnienia tendencji, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnim czasie.

P.K.: Możemy oczywiście mówić o tych pierwszych reakcjach, ale wydaje mi się, że to nie jest najważniejsze z punktu widzenia chociażby złotego. Reakcja, do maksymalnie 1,5 proc. w dniu wyników wyborów, pewnie mogłaby być widoczna, ale też to zależy od tego, jak bardzo jeszcze zostanie rozegrany Trump trade przed samymi wyborami. Ci, którzy obserwują reakcje rynkowe, wiedzą, jak one potrafią być zdradliwe, szczególnie jeśli rynek się na coś nastawia i faktycznie dostanie to, na co się nastawiał. Przykładem tego było chociażby to, co działo się po wrześniowej decyzji Fedu w sprawie stóp procentowych. Dołek rentowności wypadł zaraz po decyzji Fedu. Na rynkach nikt nie czeka, aż coś się wydarzy i dopiero wtedy na to reaguje. Dużo w zasadzie wyjaśni się już o 2 w nocy, kiedy to będziemy mieli wyniki z Pensylwanii i one prawdopodobnie przesądzą o tym, czy będziemy wiedzieć już, kto prawdopodobnie wygrał wybory.

M.A.: To pozycjonowanie się przed wynikami wyborów jest bardzo istotne. Co do głównego założenia to jednak zwycięstwo Trumpa powinno być pozytywne dla akcji amerykańskich, negatywne dla akcji reszty świata. W krótkim terminie byłaby to pozytywna informacja też dla dolara. W długim terminie nie jest to już takie oczywiste. W przypadku obligacji sytuacja jest bardziej skomplikowana. Rentowności już poszły mocno w górę i trudno mi sobie wyobrazić, aby amerykańska gospodarka była w stanie znieść na dłuższy czas stopy procentowe istotnie powyżej 4 proc.

Trump może wywierać presję na Fed?

M.A.: Nie sądzę. Powell, mimo że był nominowany przez Trumpa, to jednak okazał się fantastycznym szefem Rezerwy Federalnej i nie będzie chciał przejść do historii jako czyjaś marionetka. Swoją funkcję ma sprawować do 2026 r. i nie wierzę, żeby do tego czasu zgodził się na cokolwiek, do czego nie będzie przekonany. Pytanie, co nastąpi potem.

P.K.: Fed jako instytucja pozostanie względnie neutralna. Powell, mimo że wywodzi się trochę z tego obozu republikańskiego, to teraz jednak jest bardziej kojarzony z demokratami, chociażby przez duet, jaki tworzy z Janet Yellen. Rynki zaś bardziej spójnie widzą ten duet przy wygranej Harris. W przypadku Trumpa zmieni się sekretarz skarbu, więc potencjalnie może tutaj jednak bardziej iskrzyć. Z punktu widzenia Powella i Fedu potencjalnie będzie wyższa presja inflacyjna, czyli mniej przestrzeni do obniżek stóp procentowych, a jednocześnie nie tak dobra linia współpracy z administracją, jak do tej pory.

To jeszcze o perspektywie polskiej. Wygrana Harris daje nam spokój również z racji tego, że zostanie tam uratowana demokracja?

J.B.: Wygrana Harris jest oczywiście lepszym scenariuszem dla polskiego rządu, chociażby zresztą na postać szefa dyplomacji Radosława Sikorskiego i Anne Applebaum, która jest symbolem poparcia dla nurtu liberalnego. Gdyby sytuacja polityczna miała się odwrócić, ciężko byłoby utrzymać tak bliskie relacje z Białym Domem. Gdyby wygrał Trump, w polskiej polityce zagranicznej musiałby nastąpić dramatyczny zwrot.

M.P.: Z prezydenturą Trumpa faktycznie wiąże się wiele ryzyk. Polska mimo wszystko dość dobrze jednak przetrwała jego pierwszą kadencję. Na nas oczywiście będzie oddziaływać to, co będzie się też działo w relacjach z Unią Europejską, ale nawet za prezydent Harris nie będzie pełnego spokoju. Nie wszystkie tematy zostały zamknięte, część z nich, jak chociażby cła, zostało zawieszone i trzeba będzie do nich wrócić. Prezydentura Harris z perspektywy polskiej polityki zagranicznej ułatwia jednak pewne planowanie i jest bardziej uspokajająca. Prezydentura Trumpa to z kolei większe zaskoczenia, działania pod wpływem chwili.

Czy po wyborach prezydenckich nie zostanie zdjęty ten nawis, który mamy teraz nad polskimi aktywami, i wrócimy znów do patrzenia bardziej na kwestie fundamentalne?

P.K.: Myślę, że faktycznie te wybory pozostaną w pewnym momencie w tle. Ewentualnie jeśli będzie się coś pojawiać nowego, chociażby w kwestiach gospodarczych, to te reakcje mogą się zacząć pojawiać. Rynki mogą być po prostu bardziej wyczulone na to, co będzie się działo. Rynki finansowe mają to do siebie, że one nie lubią wielowątkowości. Niektóre tematy są po prostu odkładane na bok, szczególnie jeśli nie dzieje się w nich nic nadzwyczajnego.

M.A.: W średnim i długim terminie nie możemy odłożyć tego tematu na bok. Nie funkcjonujemy w oderwaniu od świata, Europy czy geopolityki. Wybory prezydenckiego w USA będą skutkowały różnymi scenariuszami współpracy gospodarczej, która rezonuje na wszystkie obszary świata. Być może tego nie będzie widać z dnia na dzień czy też z tygodnia na tydzień, ale to nie pozostanie bez wpływu na kraje, które są otwartymi gospodarkami. Trump na pewno wiąże się z większymi ryzykami dla Europy i to dyskonto geopolityczne nad rynkami będzie wisieć.

Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu
Parkiet PLUS
GPW i Wall Street. Kiedy znikną te męczące analogie?
Parkiet PLUS
Niepewność na rynku miedzi nie pomaga notowaniom KGHM
Parkiet PLUS
Efekt Halloween. Anomalia, która istnieć nie powinna, ale istnieje
Parkiet PLUS
Na Catalyst nie brakuje emitentów w dobrej kondycji