Pierwszy tydzień grudnia można śmiało uznać za rozczarowujący. Zamiast długo wyczekiwanego rajdu św. Mikołaja mieliśmy najgorszy początek ostatniego miesiąca roku od 13 lat. Warszawski rynek utkwił w korekcie, która ma poważne fundamentalne przyczyny. Zakończenie grudnia na plusie stanęło pod dużym znakiem zapytania.
Wskaźnik szerokiego rynku WIG spadał przez cały tydzień oprócz piątku, kiedy udało mu się zyskać symboliczne 0,25 proc. i zakończyć notowania wynikiem 52 727 pkt. Indeks zatrzymał się więc tuż nad ważnym wsparciem 52 555 pkt wyznaczonym przez dno korekty z I połowy listopada. Wskaźnik WIG20 też zaliczył cztery spadkowe sesje z rzędu i na koniec tygodnia znalazł się poniżej 2500 pkt. Trochę lepiej radziły sobie tylko średnie spółki. Indeks mWIG40 zatrzymał spadek w środę przy wsparciu na poziomie 3400 pkt i przez dwa kolejne dni wzrósł do 3424 pkt. Na razie techniczne wsparcia dobrze spełniają swoją rolę obronną, ale w obliczu narastających problemów natury fundamentalnej technika może okazać się bezsilna.
Inwestorzy znad Wisły realizowali ostatnio zyski w obawie przed rosnącą podażą akcji z OFE. Fundusze, zmuszone wypełnić limity zgodne z uchwaloną w piątek w Sejmie ustawą emerytalną, będą musiały zmniejszyć zaangażowanie na rynku akcji. Można domniemywać, że spadki z ubiegłego tygodnia już są częściowo ich udziałem.
Drugi straszak pochodzi zza oceanu. W minionym tygodniu pojawiły się dużo lepsze od oczekiwań dane z amerykańskiej gospodarki – wyższa od prognoz dynamika PKB w III kwartale i niższa od oczekiwań stopa bezrobocia. A skoro poprawia się klimat makroekonomiczny w USA, to rośnie ryzyko, że władze monetarne postanowią ograniczyć luzowanie ilościowe (program QE3) już na grudniowym posiedzeniu. Taka decyzja, choć po części już zdyskontowana w cenach akcji, mogłaby wstrząsnąć nie tylko warszawskim parkietem, ale również tymi z zachodniej Europy i dalekiej Azji.