Pierwotnie otwarcie rynków pocztowych – czyli dopuszczenie prywatnych operatorów do obsługi wszystkich przesyłek – w krajach Unii Europejskiej miało nastąpić z początkiem 2009 r. Po licznych protestach wielu państw, w tym Polski i Francji, Komisja Europejska zdecydowała się na uwolnienie rynków od 2011 r. i przyznanie wybranym państwom kolejnych dwóch lat okresu przejściowego. Z tej opcji skorzystała Polska.
Tak więc Poczta Polska miała w sumie dodatkowe cztery lata na przygotowanie się do zmierzenia się z konkurencją. I jak zapewnia, nie zmarnowała danego jej czasu. – Poczta Polska starannie przygotowuje się do pełnego uwolnienia rynku pocztowego, pełnego bo w dużej mierze jest on już zliberalizowany – zapewnia Zbigniew Baranowski, rzecznik Poczty Polskiej.
A gra toczy się o tort wart ok. 3 mld zł. Na tyle szacowana jest wartość obszaru dotychczas zastrzeżonego dla Poczty Polskiej, czyli przesyłek do 50 gramów. Z tego ok. 2 mld zł to listy polecone, reszta – zwykłe. To m.in. rachunki, korespondencja sądów i urzędów.
Operatorzy zgodnie mówią, że to najbardziej lukratywna część biznesu pocztowego. – Poczta Polska jest cały czas największym graczem na rynku usług pocztowych, jej udział w rynku szacuje się na 85-90 proc. – mówi Janusz Konopka, prezes Speedmail, jednego z prywatnych operatorów pocztowych.
Jego zdaniem silna pozycja Poczty Polskiej wynika po pierwsze z faktu, że ma ona w całym kraju rozbudowaną infrastrukturę, którą tworzyła przez kilkudziesiąt lat. – Po drugie powolne uwalnianie rynku pocztowego sprawiło, że nie wszystkie firmy, które były zainteresowane polskim rynkiem pocztowym zdecydowały się na niego wejść – podkreśla prezes Speedmail.