Coś dla ojców i fanów golfa: turniej British Open rozpoczęty

We wschodniej Szkocji rozpoczął się trzeci z golfowych turniejów Wielkiego Szlema – British Open, zwany z wyraźną nutą lokalnej dumy The Open.

Aktualizacja: 11.02.2017 00:50 Publikacja: 19.07.2013 06:00

Coś dla ojców i fanów golfa: turniej British Open rozpoczęty

Foto: AFP

Dla wielu jeszcze jeden powód do pochwały wyspiarskiej tradycji, dla Gary'ego McIlroya ostatnia okazja, by nie wychodząc z domu, zarobić 50 tysięcy funtów.

The Open z historią sięgającą 1860 roku, czyli długą jak broda starego Williego Parka (to pierwszy zwycięzca turnieju), ma się znakomicie. Zarabia na swą sławę jak Wimbledon, w przenośni i dosłownie – wystarczy wejść na stosowną stronę internetową i zobaczyć, ile kosztują pamiątki, nawet z dostawą gratis. Daje zarobić golfistom, daje zarobić szkockim tubylcom, daje zarobić, no właśnie – bukmacherom.

Obecność biznesu bukmacherskiego w wielkim sporcie to długa osobna opowieść, dziś zajmijmy się tylko małym odpryskiem tej działalności, mianowicie zakładem, jaki dziesięć lat temu w miejscowości Holywood (przez jedno l) nieopodal Belfastu poczynił pan Gary McIlroy, ojciec Rory'ego.

Kto to Rory – chyba dziś każdy wie, narzeczony Karoliny Woźniackiej był już liderem golfowego rankingu światowego, z tej racji młody milioner, żywy przykład, że Irlandczyk, nawet północny, potrafi.

Ojciec Gary, który w nieodległej przeszłości brał nie raz, nie dwa dodatkowe etaty, by sfinansować błyskotliwą karierę syna, dziesięć lat temu po naradzie w pubie podjął był z kolegami zakład, że Rory wygra przed ukończeniem 25. roku życia turniej wielkoszlemowy. Postawił 50 funtów w relacji 500-1, co już w roku pańskim 2011 dało mu zysk 25 tysięcy, bo syn faktycznie wygrał US Open na polu Congressional Country Club w stanie Maryland.

Wiara ojcowska była jednak większa – w końcu jak się ma w domu takiego zdolnego chłopczyka, który przed kamerą telewizyjną programu typu family show na zawołanie wbija piłkę za piłką do bębna rodzinnej pralki automatycznej, to czemu nie wierzyć. Postawił więc jeszcze 100 funtów na to, że syn wygra British Open także przed 25. urodzinami. Także wedle stawki 500-1.

I oto mamy właśnie ten moment, ostatnią szansę na wygraną Gary'ego McIlroya (syn urodził się 4 maja 1989 roku), co wśród zapowiedzi sławnego turnieju było informacją wcale nie najmniejszej wagi. Co tu kryć – zakłady w sporcie to coś jak giełda: miraż nagłych i wielkich zysków ma moc, przy której rozsądek niekiedy wysiada na początku drogi. Oczywiście Rory McIlroy, ze swymi dochodami wyliczonymi ostatnio wedle „Forbesa" na 30 mln dol. rocznie (21. miejsce na świecie wśród najbogatszych sportowców), mógłby z uśmiechem rzec: – Tata, daj spokój, mam tu 50 tysięcy funtów dla ciebie z okazji Dnia Ojca. Jednak tego nie powie, bo wie, że gra się nie tylko dlatego, żeby wygrać, ale także by grać. Bukmacherzy odkryli to już dawno. A sukces Rory'ego McIlroya w The Open 2013 na polu Muirfield szacują na 20-1.

[email protected]

Parkiet PLUS
Czy chińska nadwyżka jest groźna dla świata?
Parkiet PLUS
Usługa zarządzania aktywami klientów to nie kiosk z pietruszką
Parkiet PLUS
„Sell in May and go away” – ile w tym prawdy?
Parkiet PLUS
100 lat nie kończy historii złotego, ale zbliża się czas euro
Parkiet PLUS
Wynikowi prymusi sezonu raportów
Parkiet PLUS
Dobrze, że S&P 500 (trochę) się skorygował po euforycznym I kwartale