Gra królów

Wróci człowiek z okolic Pasłęka i już mu chęć do życia wraca. W granicach tego uroczego miasta, zwanego niegdyś adekwatnie Holądem Pruskim, odbył się turniej golfowy Lotos Polish Open, najważniejsze w roku krajowe wydarzenie w tym sporcie.

Aktualizacja: 10.02.2017 23:55 Publikacja: 26.07.2013 06:12

Turniej Lotos Polish Open to najważniejsze w roku wydarzenie golfowe w Polsce.

Turniej Lotos Polish Open to najważniejsze w roku wydarzenie golfowe w Polsce.

Foto: Archiwum

Turniej na należącym do Finów polu Sand Valley Golf & Country Club wygrali, co tu kryć, Niemcy, ale najwięcej radości mieli Polacy. Może nie ci, którzy walczyli na poważnie o puchary, punkty rankingowe i pieniądze, lecz ci, którym dane było startować w zawodach amatorskich poprzedzających główną imprezę.

Oglądanie międzynarodowych otwartych mistrzostw Polski należało bowiem zdecydowanie podzielić tak, jak dzieli się cały golf: na część amatorską i profesjonalną. Sobota i niedziela dla tych, którzy bawią się wbijaniem piłki do dołków, reszta dla tych, którzy grają o wiele lepiej, ale śmieją się przy tym mniej.

Kiedy pytają mnie, jaka jest główna różnica między tymi dwiema sferami życia golfowego, nie odpowiadam zatem wymijająco, że taka jaka między Polskim Związkiem Golfa a stowarzyszeniem instruktorów PGA Polska, albo że jedni za to płacą, drudzy na tym zarabiają, ale mówię: taka, jaka jest między zabawą i pracą.

Golf zawodowy to ciężka robota od śniadania. To nie żarty, profesjonalista wstaje, wyjmuje z walizki swoje mleko sojowe, swoje płatki owsiane z otrębami i ziarnami zbóż, miesza, zanosi wszystko do restauracji, prosi o podgrzanie. Skubnie może jeszcze sałaty, weźmie kawałek arbuza na drogę i na pole. Tam długo biega, rozciąga się, podnosi ciężary, kręci nogami na rowerze stacjonarnym, potem przez parę godzin (jeśli nie startuje) ćwiczy w pocie czoła wszelkie elementy golfowej sztuki. Popija wodą niegazowaną. Wszystko w skupieniu, odcięty od świata, często z muzyką relaksacyjną w słuchawkach. Minuta po minucie wedle ustalonego z trenerem planu.

O stresach startu nie ma co mówić. Każde złe uderzenie to parę euro mniej, każde dobre też może popsuć wiatr, deszcz albo jakaś złośliwa gałązka na drodze piłki. Potem jest szybki powrót do hotelu, prysznic, sen. I tak w kółko.

Amator wstaje, śniada jak basza, radośnie rozprawia o przyjemnościach nadchodzącej rundy golfa i o ostatnich niezwykłych sukcesach na dołkach w innym miejscu świata (nie do zweryfikowania). Nie biega, nie poci się nadmiernie podczas ćwiczeń wstępnych, spotyka znajomych, gada, w końcu rusza w pole, gra jak potrafi, każde udane uderzenie to przecież laur w wieńcu sławy. Nieudane zapomina. Oczywiście też popija, pomińmy co i do której. Idzie spać późno, ale po weekendzie szczęśliwy wraca do zajęć, które dają mu zarobić na chleb.

Jeśli nawet zawodowymi mistrzami Polski zostali Niemcy, to golfiści znad Wisły stawali się w Pasłęku mistrzami świata w czerpaniu radości ze starej gry szkockich pasterzy, potem królów, a dziś należałoby powiedzieć – królów życia.

[email protected]

Parkiet PLUS
Czy chińska nadwyżka jest groźna dla świata?
Parkiet PLUS
Usługa zarządzania aktywami klientów to nie kiosk z pietruszką
Parkiet PLUS
„Sell in May and go away” – ile w tym prawdy?
Parkiet PLUS
100 lat nie kończy historii złotego, ale zbliża się czas euro
Parkiet PLUS
Wynikowi prymusi sezonu raportów
Parkiet PLUS
Dobrze, że S&P 500 (trochę) się skorygował po euforycznym I kwartale