Przyjechali do stolicy Pat Rafter jako emerytowana legenda tenisa i Lleyton Hewitt jako czynna legenda tenisa. Po gospodarsku usypaliśmy Australijczykom kort ziemny w hali. Bilety sprzedały się dobrze. Lożę VIP-ów przygotowano dla ludzi z pierwszych stron różnych gazet. Słowem prawie wszystko było gotowe. Prawie, bo nie były gotowe plecy Jerzego Janowicza, największej nadziei biało-czerwonych.
Plecy Jurka a sprawa polska – tym zajęły nas media, choć czas jest gorący na warszawskich ulicach także z innych przyczyn. Kręgosłup naszego dużego chłopaka z Łodzi powinien był pomóc w takiej chwili, ale stawiam śmiałą tezę, nie musiał.
Spojrzeć na mecz Pucharu Davisa bez patriotycznych emocji to oczywiście naganna rzecz, ale przecież w trudnych czasach trzeba. Tak się składa, że rozgrywki te od lat budzą największe narzekania tych, którym wystarczająco dobrze żyje się w przewidywalnym rytmie turniejów ATP. Propozycje reform mnożą się żwawo, niemal wszystkie są odrzucane przez Międzynarodową Federację Tenisową (ITF) – i dobrze. W kółko pisaliśmy, że to przecież ponad sto lat tradycji, dziedzictwo i honor, uniesienie kibiców i niezwykły smak gry indywidualistów dla drużyny, pod powiewającą wysoko flagą narodową.
Od kiedy jednak pan Juan Margets, wiceprzewodniczący ITF oraz szef Komitetu Pucharu Davisa, wypowiedział kilka słów na temat opłacalności tych rozgrywek, to romantyczno-historyczne poparcie wydało mi się jakby zbędne. Pan Margets podał wyniki pracy, jaką parę lat temu dla ITF wykonała odpowiednia firma i wyszło, co wyszło. Powiedzmy od razu: po przeliczeniu tradycji i dziedzictwa na dolary Puchar Davisa jawi się jako impreza bardziej opłacalna od turnieju US Open, wyścigów Formuły 1 i golfowego Pucharu Rydera, o jakimś tam finale europejskiego pucharu w piłce nożnej nie wspominając. Roczny dochód ITF związany z tym przedsięwzięciem w 2008 roku wyniósł 53 mln dolarów i, wedle szacunków w kolejnych latach, rósł aż miło. Wśród wielu pięknych wskaźników, jaki podał dyrektor Margets, jest np. średnio 2,25 mln dol. dodatkowego wpływu ekonomicznego dla miasta i regionu, w którym odbywa się co roku jedno z 82 spotkań grupy światowej i jej zaplecza.
Do metody liczenia nie można się przyczepić, żadnych trendów i badań metodą próbkowania, tylko liczydło i sumowanie zysków ze sprzedaży praw telewizyjnych, umów sponsorskich, reklam, wpływów z biletów, handlu pamiątkami, miejsc hotelowych, obrotów restauracji i systemów transportu oraz wszelkich innych źródeł.