Oczywiście świat na polskie futbolowe problemy nie zwróci najmniejszej uwagi, bo z perspektywy globalnej, to, czy prezes PZPN Zbigniew Boniek wyjmie z rękawa królika, asa czy Adama Nawałkę nie ma żadnego znaczenia, tak samo, czy nowy trener będzie zarabiał co miesiąc 50 tys. zł czy 50 tys. euro.
Prezes Boniek też o tym wie, bo gra dobrze w golfa, a golf, gra pasterzy, królów i prezesów związków piłkarskich (szef UEFA Michel Platini toczy regularne mecze z Bońkiem) to jest świat osobny, który uczy, że liczenie przychodów należy odłączyć od osiągnięć sportowych.
Dowodów jest wiele, podam tylko kilka najświeższych. Oto w turnieju PGA Grand Slam na Bermudach, który co roku ma być dniem finansowych żniw dla zwycięzców golfowego Wielkiego Szlema, coraz częściej nie widać mistrzów. Tiger Woods, Phil Mickelson, Rory McIlroy i inni nie przyjeżdżali, by zagrać tylko dwie rundy i odebrać od 200 do 600 tys. dolarów dodatkowej premii.
Co nimi powodowało, niby trudno orzec, ale można się domyślać. Golf to kopalnia pieniędzy do zdobycia poza polem gry, i to pomijając umowy sponsorskie. Rory McIlroy na przykład chce zarobić 7 mln euro w sądzie w Dublinie. Tam złożył pozew przeciw swej byłej agencji promocyjnej, firmie Horizon Sports Management. W pozwie stoi napisane, że Horizon, a w szczególności agent zajmujący się sprawami golfisty, wyciągnął z portfela McIlroya ogromne opłaty za usługi, płacił jego pieniędzmi za co chciał, np. dał 166 tys. dolarów na UNICEF, a do tego kazał golfiście podpisać ostatnią umowę na chybcika, podczas zwyczajowego przyjęcia firmowego z okazji świąt Bożego Narodzenia w grudniu 2011 roku, „w okolicznościach dalekich od oficjalnych" – w Irlandii może to oznaczać tylko jedno (zapewne to samo co w Polsce).
Jeśli dodać, że w czasach współpracy z Horizonem Rory McIlroy podpisał kontrakt z Nike na kwoty nieznane wcześniej w kronikach sportu, to wynik rozprawy (początek dokładnie za rok, w październiku 2014 roku) naprawdę jest ciekawy, tym bardziej że pozwani też złożyli kontrpozew w celu odparcia ataku. Na adwokatów McIlroyowi wystarczy, bo choć ostatnio gra słabo, to za sam przyjazd do Korei Płd. na pokazówkę z Woodsem i turniej BMW Masters dostanie za parę dni ponad 3 mln dol.