Ponad 12 lat od uruchomienia GPW w kwietniu 1991 r., musieli czekać inwestorzy na debiut w Warszawie pierwszej zagranicznej spółki. Szlaki przetarł Bank Austria Creditanstalt (BACA).
– Przyciągnięcie pierwszej zagranicznej firmy na nasz parkiet nie było łatwe. Wymagało sporo pracy i wysiłku GPW oraz wielu wizyt w Wiedniu – wspomina Wiesław Rozłucki, ówczesny prezes warszawskiej giełdy. – Dziesięć lat temu wciąż byliśmy bowiem małym rynkiem, ale już z ambicjami, żeby stać się rynkiem panregionalnym – dodaje.
Przyznaje, że debiut BACA na GPW był o tyle łatwiejszy, że Warszawa była tylko drugim z parkietów (po rodzimym wiedeńskim), na którym miały być notowane jego akcje. – Nigdy nie zakładałem, że obrót papierami BACA na GPW będzie większy niż w Wiedniu. Najważniejsze było przetarcie szlaków i pokazanie zagranicznym emitentom, że jesteśmy gotowi, również od strony technologicznej, do handlu ich akcjami – stwierdza Rozłucki.
Debiut największego austriackiego banku w Warszawie nie poprzedzała typowa oferta publiczna. Kilka miesięcy wcześniej finansowa instytucja sprzedała jednak inwestorom (w ofercie brali też udział inwestorzy finansowi z Polski) 33,03 mln akcji po 29 euro. Nowe papiery stanowiły 22,5 proc. kapitału banku. W lipcu zadebiutowały na giełdzie w Wiedniu. Pozostałe akcje (nie były w obrocie) należały do HVB Group, drugiego co do wielkości banku w Niemczech, który był też właścicielem ponad 70 proc. akcji polskiego BPH PBK.
Do handlu na GPW papiery BACA trafiły dopiero w połowie października. Na starcie płacono za nie po 160 zł, czyli o 11 proc. powyżej kursu odniesienia ustalonego przez giełdę. Obroty, mimo że do Polski przeniesiono stosunkowo niewiele akcji, były całkiem przyzwoite – na pierwszej sesji sięgnęły kilkudziesięciu milionów złotych. Kolejne miesiące pod tym względem prezentowały się już znacznie słabiej. Inwestorzy finansowi woleli handlować akcjami BACA w Wiedniu, gdzie ich płynność była znacząco większa. Mniejsi gracze unikali papierów z powodu słabej komunikacji spółki z rynkiem.