Nie wiem, na ile Enzo Ferrari, który od 1929 roku prowadził z sukcesami stajnię wyścigową o nazwie Scuderia Ferrari, a w 1947 roku zaprezentował swój pierwszy model Ferrari 125S, zdawał sobie sprawę, że otwiera nowy rozdział w historii motoryzacji? Bo czyż można dziś wyobrazić sobie świat sportowych samochodów bez aut z czarnym rumakiem stojącym na dwóch tylnych nogach w logo?
Nawet, jeśli w chwili debiutu nie był pewien sukcesu, na pewno liczył na to, że się uda, ponieważ taki czarny koń jest uważany we Włoszech za symbol szczęścia. Co ciekawe, to logo po raz pierwszy pojawiło się właśnie na modelu Ferrari 212 Inter. Wraz z nim Enzo zapoczątkował czas specyficznej sprzedaży swoich aut. Od tej pory nabywca otrzymywał „jeżdżące podwozie" samochodu, a następnie był odsyłany do projektantów nadwozia. Firmy Carrozzeria Touring, Ghia, Vignale i Pinin Farina pomagały klientom nie tylko dobrać kształt i rodzaj karoserii, ale także kolor tapicerki.
Ferrari 212 Inter napędzał silnik V12 Colombo o pojemności 2,6 litra i mocy od 150 do 170 KM. Dziś wydaje się to nie tak dużo, jednak wówczas, na początku lat 50. XX wieku, osiągi tego modelu czyniły go jednym z najszybszych w swojej epoce.
Takie cacka zawsze są produkowane niszowo. 212 Inter wyprodukowano tylko w 82 egzemplarzach. Ich poszukiwania na rynku oldtimerów mogą być żmudne, choć na pewno warto próbować. Przykładem jest oferowany w Wielkiej Brytanii egzemplarz Ferrari 212 Inter Vignale Coupé z 1953 roku. To prawdziwy unikat, na drogi wyjechało tylko sześć sztuk tego przepięknego „sportowca". Samochód przeszedł gruntowny remont, dopracowano go w najdrobniejszych szczegółach. Właściciel nieskromnie sugeruje, że to być może najlepszy istniejący egzemplarz na świecie i chyba coś w tym jest, ponieważ zachwyca jurorów licznych konkursów. Jest m.in. zwycięzcą Cavallino Classic z 2013 roku.