Na E3 pokażemy już grywalną rozgrywkę, co oznacza, że duża część prac jest już za nami. Na razie gra kosztowała nas kilka milionów złotych, a szacujemy, że koszt wytworzenia gry będzie zbliżony do „Lords of the Fallen" (budżet produkcyjny wyniósł 32 mln zł – red.). Inne mogą być wydatki na marketing. Chcemy się skupić w dużym stopniu na kampanii internetowej, której efekty są łatwiej mierzalne. Jeżeli konwersja będzie satysfakcjonująca, to wielkość budżetu może wzrosnąć, ale cały czas będzie on ściśle powiązany z rosnącymi przychodami.
Z jakich źródeł finansowana będzie produkcja gdy CI Games wyda posiadane obecnie środki?
Po I kwartale mieliśmy prawie 16 mln zł gotówki i bardzo dobre przepływy pieniężne. Środki z cyfrowej dystrybucji cały czas spływają. W II kwartale trafią też do nas środki od dystrybutorów związane z zeszłorocznymi premierami. Podpisaliśmy właśnie z PKO BP dwuletnią umowę kredytową na kwotę 15 mln zł na finansowanie produkcji gier. Mamy zatem bardzo komfortową sytuację gotówkową. Dlatego wykluczamy dziś emisję akcji i obligacji.
Jakich wyników można oczekiwać w kolejnych kwartałach?
To, że wyniki są cykliczne i uzależnione od premier, jest specyfiką całej branży growej. Kolejne kwartały tego roku będą dla nas okresem pracy nad nowymi projektami. W przyszłym roku będziemy mieć dużą premierę. Na wyniki zacznie wpływać też mobilny „LotF". Wyniki w tym roku będą płaskie i patrząc na naszą wycenę, jest to z bardzo dużą nawiązką uwzględnione w naszych notowaniach. Natomiast szykujemy się do największej premiery w historii spółki, która wprowadzi segment gier snajperskich na inny, wyższy poziom. Myślę, że już po targach E3 będzie widać, jaki jest potencjał naszego tytułu.
Czy CI Games zawiązał już pełne rezerwy na utratę wartości gry „Enemy Front", której sprzedaż jest poniżej oczekiwań?