Wciąż toczące się targi z Grecją są tylko jedną z przyczyn niepewności. Nie można bowiem zapominać o danych o inflacji w strefie euro i Stanach Zjednoczonych oraz, oczywiście, o posiedzeniu Fedu.
Próba zakończenia korekty
Początek mijającego tygodnia przyniósł kontynuację spadków na większości parkietów i sprowadził indeksy w pobliże lub nawet nieco poniżej istotnych poziomów wsparcia. To skłoniło byki do podjęcia bardziej energicznych prób obrony swoich pozycji. Środowe zwyżki były bardzo dynamiczne, ale trudno na razie uznać ten ruch za definitywny początek przełomu. Imponujące jednorazowe odreagowanie to jeszcze za mało, by zanegować poważne sygnały słabości. Jego czwartkowa kontynuacja nie była już tak przekonująca, a początek piątkowego handlu do przyjemnych dla posiadaczy akcji nie należał.
W warunkach braku istotnych bodźców makroekonomicznych jako pretekst do ataku byków posłużyły ożywione nadzieje na porozumienie wierzycieli z Grecją. Choć w rzeczywistości żadne konkrety się nie pojawiły, wystarczyło tylko to, że w wyniku niespłacenia w planowanym terminie pierwszej czerwcowej raty zobowiązań wobec MFW świat się nie zawalił, a gotowość obu stron do negocjacji nawet się zwiększyła. Prowadzono je, nie zważając na porę dnia i nocy. Lekkie rozczarowanie nastąpiło w czwartek po południu, gdy negocjatorzy funduszu pożegnali Brukselę z wyraźną opinią o braku jakichkolwiek postępów. Na nic się zdały optymistyczne sygnały i zapewnienia unijnych oficjeli o determinacji, gotowości i woli osiągnięcia kompromisu oraz o tym, że jest on już coraz bliżej. Niewątpliwe jest jedynie to, że wchodzimy w drugą połowę czerwca, a skumulowana spłata odłożonych greckich płatności przypada na koniec tego miesiąca. Z każdym dniem może więc być coraz bardziej nerwowo, a szczególnie około 18 czerwca, gdy obradować będą ministrowie finansów strefy euro.
Niepewność pozostała
W efekcie niefortunnego zakończenia negocjacji zwyżkujący w czwartek momentami o 1,7 proc. DAX musiał poniechać próby ataku na 11,5 tys. punktów, pozostawiając tym samym niezbyt dobre wrażenie. Tylko nieco lepiej wypadł wskaźnik w Paryżu, powtarzający podobny manewr, choć z mniejszą dynamiką. Euforia, zaznaczona przekraczającą 8 proc. zwyżką, utrzymała się w czwartek jedynie w Atenach. Tamtejszy indeks radził sobie zresztą całkiem dzielnie w najtrudniejszym okresie nerwowych majowych negocjacji. Dwudniowy ruch w górę na głównych europejskich parkietach, mimo przyzwoitej dynamiki, nie był ostatecznie zbyt przekonujący, pozostawiając pole do popisu obu stronom rynku.
Jeszcze mniej przekonujące było to, co się działo na warszawskiej giełdzie. Czwartek wszystkie główne indeksy zakończyły lekko pod kreską. Mimo mocnej środowej zwyżki jedynie indeksowi największych spółek udało się w ciągu czterech sesji wyjść na symboliczny plus. Wskaźnik szerokiego rynku stracił 1,5 proc., mWIG40 spadł o 1 proc., ale najbardziej ucierpiał sWIG80, zniżkując o ponad 2 proc. WIG20 trwającą osiem sesji z rzędu fatalną serię zakończył we wtorek nieco poniżej 2340 punktów, cofając się do poziomu najniższego od 17 marca, tracąc od szczytu z końca kwietnia 211 punktów, czyli 8,3 proc., i redukując wcześniejszą falę wzrostową o ponad dwie trzecie. To korekta porównywalna z dwiema wcześniejszymi, trwającymi od września 2014 do stycznia 2015 r. i od listopada 2013 do stycznia 2014 r., z których każda odebrała indeksowi prawie 310 punktów, czyli około 12 proc. Każda miała postać formacji głowy z ramionami. Obecna zaczyna przypominać ten scenariusz. Jego realizacja sprowadziłaby WIG20 w okolice 2240 punktów, czyli dołka z 20 stycznia. W każdym razie obserwacja zachowania indeksu po ewentualnym powrocie w okolice 2415 punktów może być dość emocjonująca.