Piotr Zając
Za niecały tydzień poznamy wyniki wyborów parlamentarnych. Temat ten podgrzewa nastroje na polskim rynku już od kilku miesięcy. W zasadzie od maja, a więc od momentu, kiedy z ust polityków padły pierwsze deklaracje dotyczące nałożenia na banki dodatkowego podatku oraz planów integracji spółek górniczych i energetycznych, główne indeksy GPW poruszają się w trendach spadkowych. W ciągu niecałych sześciu miesięcy WIG stracił 10 proc. i naruszył długoterminowe wsparcie przy 49 000 pkt. Potwierdzają się tym samym historyczne zależności, zgodnie z którymi okresy wyborcze to czas podwyższonej zmienności notowań i mniejszych szans na wysokie stopy zwrotu.
Cykl sejmowy
Analiza zachowania WIG w pięciu ostatnich latach wyborczych (1997, 2001, 2005, 2007, 2011) pokazuje, że zmiany indeksu w tych okresach są dość pokaźne. O ile w 2001 r i 2011 r. przed wyborami (licząc od początku roku do dnia wyborów) WIG spadał odpowiednio o 34,5 proc. i 18,2 proc., o tyle w 1997 r., 2005 r. i 2007 r. rósł o 24,7 proc., 25,4 proc. oraz 22,3 proc. – Uśredniłem ścieżki WIG wokół tych lat i doszedłem do wniosku, że z krajowym rynkiem akcji należy dać sobie spokój na 1,5 roku przed wyborami i wrócić doń rok po wyborach. Zyski z akcji zdają się na GPW być ulokowane w okresie późniejszym niż rok po wyborach i wcześniejszym niż 1,5 roku przed następnymi wyborami. Proponuję to zjawisko nazwać „cyklem sejmowym" – mówi Wojciech Białek, główny analityk CDM Pekao.
Choć historyczna analiza ogranicza się w tym przypadku tylko do pięciu okresów, to wyłania się z niej jeszcze jedna prawidłowość. Okazuje się bowiem, że średnia dzienna zmienność WIG wynosi w pierwszej połowie roku wyborczego ok. 0,84 proc., a w drugiej rośnie nawet do 1,17 proc. Jeśli dodamy do tego „cykl sejmowy", to można dojść do wniosku, że w najbliższych miesiącach trudno będzie o zyski z akcji, a jeśli już pojawi się na nie szansa, będzie ona obarczona wyższym ryzykiem związanym z dużymi wahaniami cen.
Będzie przesilenie
Zdaniem analityków na historyczne analogie należy patrzyć teraz z przymrużeniem oka. – Wydaje się, że ewentualne decyzje powyborcze są zdyskontowane w cenach. Dlatego ryzyko z tym związane wydaje się już znikome. Jeżeli oczekiwać jakiegoś wpływu, to raczej pozytywnego. Często bowiem propozycje rzucane w kampanii są przesadzone (np. w sprawie podatku bankowego), przez co szanse na ich realizację nie są duże – uważa Marcin Kiepas, główny analityk Admiral Markets. Podobnego zdania jest Piotr Kaźmierkiewicz z CDM Pekao. – Termin wyborów, niezależnie od wyników, powinien być momentem przesilenia na rynku. Zniknie bowiem presja związana z obietnicami wyborczymi, co otworzy drogę do odreagowania dużych spółek. O tym, że chęci ku temu istnieją, świadczy zachowanie WIG20, który od październikowego dołka w tydzień wzrósł o 5,3 proc. Było to o 0,4 pkt proc. więcej niż stopa zwrotu WIG w tym czasie. Oczekuję zatem, że po wyborach WIG rozpocznie marsz ku górze, kończąc rok na poziomie powyżej 53 tys. pkt – mówi ekspert.