Początek roku przyniósł pogłębienie negatywnych tendencji na warszawskiej giełdzie. Jak to wszystko ma się do koniunktury gospodarczej? Teoretycznie na pierwszy rzut oka gospodarka jest w stabilnej formie. Od wielu kwartałów tempo wzrostu PKB utrzymuje się powyżej 3 proc. w skali roku, a większość ekonomistów nie przewiduje tu jakichś większych wahań. Rząd na potrzeby budżetowe założył nawet 3,8 proc. wzrostu w tym roku, w czym pomóc ma m.in. wzrost popytu konsumpcyjnego napędzany przez nowe wydatki socjalne („500+").
Równocześnie jednak – tempo ożywienia w kluczowej dla nas strefie euro mimo ultraluźnej polityki Europejskiego Banku Centralnego ciągle pozostawia sporo do życzenia, Chiny „hamują", a w USA coraz częściej debatuje się na temat tego, jak duże jest ryzyko recesji po siedmiu latach wzrostu. Indeks S&P500, balansując tuż nad niemal dwuletnimi minimami tylko zwiększa tę niepewność.
Jak wielokrotnie zwracaliśmy uwagę w naszych historycznych analizach, polski rynek akcji miał w przeszłości wyraźne zdolności prognostyczne względem gospodarki (w myśl zasady, że giełda wyprzedza gospodarkę), tyle tylko, że należało mieć odpowiednie narzędzia, by te zdolności odpowiednio wychwycić. Naszym autorskim sposobem na to jest specyficzny wskaźnik pokazujący, jaki odsetek spółek na GPW jest notowany wyżej niż rok (12 miesięcy) wcześniej. Historycznie zmiany trendu tego wskaźnika z ok. półrocznym wyprzedzeniem sygnalizowały podobne zmiany tendencji, jeśli chodzi o dynamikę PKB, przy czym w ostatnich dwóch latach ta zdolność prognostyczna nieco osłabła (np. w 2014 r. mimo negatywnego sygnału nie było głębszego spowolnienia – jedynie zahamowanie szybkiej ekspansji).
Zła wiadomość jest taka, że na koniec stycznia nasz wskaźnik spadł do ok. 46 proc., co jest poziomem najniższym od dziesięciu miesięcy. Według historycznych zależności należałoby to traktować jako zapowiedź osłabienia koniunktury gospodarczej gdzieś w okolicach II półrocza. Wspomniane doświadczenia z 2014 r. każą jednak z pewną rezerwą podchodzić do tego scenariusza.
Co ciekawe, w podobnym kierunku zmierzają sygnały wysyłane przez inny wskaźnik wyprzedzający – zmiany podaży pieniądza w strefie euro. Zachodni analitycy już dawno temu zauważyli, że tzw. agregat M1 obrazujący najbardziej płynne zasoby pieniądza w gospodarce (gotówka w obiegu + depozyty bankowe na żądanie) z ok. rocznym wyprzedzeniem potrafił historycznie zapowiadać zmiany trendów, jeśli chodzi o europejskie PKB.