Ogień w kominku, zwiedzanie pokoi pełnych antyków oraz degustacja win z najlepszych roczników połączona z wytworną kolacją – zarządzający istniejącą od 1723 roku posiadłością Quinta da Alorna w portugalskim regionie Tejo wiedzą, jak zrobić wrażenie na gościach. Mają sporą wprawę. Przez zabytkowy pałac i sąsiadującą z nim winiarnię przewijają się tłumy. W weekendy przyjeżdżają tutaj znajomi i przyjaciele piątego pokolenia właściciel, czyli rodziny Lopo de Carvalho. W tygodniu nie brakuje potencjalnych klientów, partnerów biznesowych czy znających się na winach sommelierów. Spotyka się z nimi Pedro Lufinha, dyrektor generalny Quinta da Alorna odpowiedzialny za biznes winiarski tej firmy. Tematów do rozmowy, i to nie tylko winiarskich, mu nie brakuje. Trudno jest bowiem zliczyć kraje, które odwiedził do tej pory. Jednym z nich jest Polska, dziś jeden z najważniejszych rynków eksportowych Quinta da Alorna.
Kryzys zajrzał do butelki
W naszym kraju wrażenie zrobiła na nim podróż z Warszawy do Gdańska, którą odbył kilka lat temu. Nie było wtedy jeszcze autostrad, które łączyłyby te dwa miasta. Mógł więc, jak wspomina, zobaczyć kawałek życia zwykłych ludzi. – W Portugalii mamy tak wiele autostrad, że jest to już praktycznie niemożliwe, gdy podróżuje się na dłuższych dystansach – przyznaje Lufinha.
Potwierdzają to statystyki. Z blisko 3 tys. kilometrów autostrad Portugalia uznawana jest za kraj, w którym infrastruktura drogowa jest najlepsza w Europie – wynika z ubiegłorocznego raportu Globalnego Raportu Konkurencyjności (ang. Global Competitiveness Report) przeprowadzanego przez Światowe Forum Ekonomiczne. Na świecie Portugalię wyprzedzają tylko Zjednoczone Emiraty Arabskie. Dla porównania Polska w tym zestawieniu zajmuje 89. miejsce.
Nie oznacza to jednak, że w Portugalii życie toczy się wyłącznie wzdłuż autostrad. Wystarczy przejechać się lokalnymi drogami przez miasteczka i wsie Tejo, oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów od Lizbony. Z licznymi łąkami, polami i winnicami położonymi nad rzeką Tag (z jęz. portugalskiego Tejo) pełni funkcję ogrodu Portugalii. Wiele miejscowości – choć nadal malowniczych – nadgryzionych zostało poważnie przez ząb czasu. Swoje piętno odcisnął na nich również kryzys. Zniszczone elewacje, rozpadające się budynki, a do tego rzucające się w oczy pustki na ulicach. Wyludnienie to także skutek recesji, która w latach 2008–2014 zrujnowała finanse Portugalii i wydrenowała portfele mieszkańców tego kraju. Od trzech lat Portugalię opuszcza co roku około 110 tys. obywateli, głównie z powodu braku pracy. Najwięcej bezrobotnych, blisko 30 proc., jest w grupie młodych osób do 24. roku życia – szacowała pod koniec 2015 r. rządowa agenda Obserwatorium Emigracyjnego.
Kryzys zajrzał także do butelek z winem. Podobnie, jak nasycenie rynku, zmiany upodobań konsumentów (młodzi coraz chętniej piją gin) oraz przepisy zmniejszające dopuszczalny poziom alkoholu we krwi kierowców. – Kiedyś dwie osoby wypijały butelkę wina podczas lunchu. Dozwolony dziś limit do pół promila oznacza, że do posiłków w restauracjach częściej zamawia się piwo – ubolewa Maria Alexandra Vicente z niedużej winiarni Casal do Conde istniejącej w regionie Tejo od 1927 roku. W efekcie, jak wylicza, przeciętny mieszkaniec Portugalii wypija mniej niż 45 litrów wina rocznie. Jeszcze kilka lat temu było to niemal 70 litrów per capita.