Środa na rynkach upływała pod znakiem odpływu kapitału od polskich aktywów. Wyraźnie traciły w ciągu dnia indeksy warszawskiej giełdy, ale i złoty nie został oszczędzony. Co prawda w jego przypadku skala przeceny była umiarkowana, ale i tak za obce waluty trzeba było płacić więcej niż we wtorek. W przypadku dolara było to o 0,4 proc. więcej i ten był wyceniany w środowe popołudnie na 3,76 zł. Euro drożało o 0,1 proc. do prawie 4,28 zł. Frank umacniał się o 0,5 proc. do 4,57 zł.

Czytaj więcej

Przedmajówkowe schłodzenie nastrojów na GPW

Co zaszkodziło złotemu?

Złotemu przeszkadzał w środę m.in. mocniejszy dolar na globalnym rynku, ale i także niższy od oczekiwań odczyt inflacji w Polsce. Może on być bowiem traktowany, jako argument za obniżką stóp procentowych w Polsce. RPP zbiera się już we wtorek po majówce, a w środę poznamy decyzję w sprawie stóp procentowych. Z tej perspektywy można powiedzieć, że prawdziwe emocje na rynku złotego czekają nas tak naprawdę po majówce.

W kontekście środowych wydarzeń rynkowych warto także zwrócić uwagę na zaskakująco słaby odczyt dotyczący amerykańskiego PKB za I kwartał. - Nieoczekiwany spadek PKB w I kwartale w USA o 0,3 proc. w ujęciu zanualizowanym, oraz słabe dane ADP dla rynku pracy (zaledwie 62 tys. etatów w sektorze pozarolniczym w kwietniu), to sygnały, że amerykańska gospodarka mogła spowolnić szybciej, niż sądzono. To podbija scenariusze recesyjne i stawia wyzwania dla Fed – czy zobaczymy cięcie stóp w czerwcu, czy też Powell dalej pozostanie zachowawczy? Wiele będzie tu zależeć od danych inflacyjnych, faktycznego odczytu Departamentu Pracy w najbliższy piątek, oraz tego jak ostatecznie potoczy się spodziewana "normalizacja" w polityce handlowej – wskazuje Marek Rogalski, analityk DM BOŚ