Kiedy piłkarski świat zadawał sobie pytanie, czy Lionel Messi wreszcie wygra coś z reprezentacją, fanów piłki nożnej w Stanach zastanawiała inna kwestia: czy ich rodacy wreszcie przekonają się do soccera? To pierwszy raz, kiedy Copa America odbywał się poza Ameryką Południową. Wybór USA na gospodarza turnieju był znaczący – organizatorzy twierdzili nawet, że to największe wydarzenie piłkarskie w Stanach Zjednoczonych od czasu mistrzostw świata w 1994 roku. Piłka szerzej zagościła na łamach amerykańskich mediów, które na co dzień – mówiąc delikatnie – nie wykazują przesadnego zainteresowania tą dyscypliną sportu.
Rekord oglądalności
Amerykanie dotarli do półfinału, czyli osiągnęli bardzo dobry wynik (w turnieju brało udział 16 zespołów). W meczu półfinałowym nie mieli szans w starciu z Argentyną – przegrali 0:4. Mecz wzbudził wielkie zainteresowanie, w centrum uwagi znalazł się oczywiście Messi, o którym słyszeli nawet ci Amerykanie, którzy się piłką nożną nie interesują – czyli większość. Gwiazdor Barcelony zrewanżował się kapitalną bramką strzeloną z rzutu wolnego. Na stadionie w Houston mecz oglądało ponad 70 tysięcy kibiców, a przed telewizorami 8,1 miliona widzów, dzięki czemu padł piłkarski rekord oglądalności. Mecz komentowano i rozkładano na czynniki pierwsze, tak jakby chodziło o futbol (w Stanach tym mianem określa się grę znaną u nas jako futbol amerykański).
Kiedy Amerykanom przyznano organizację mistrzostw świata w 1994 roku, każdy miał swoje cele: FIFA chciała podbijać nowe lądy, a gospodarze snuli plany, jak to staną się piłkarską potęgą. Mistrzostwa okazały się frekwencyjnym i organizacyjnym sukcesem, piłka nożna miała swoje pięć minut w USA. Ale to było właśnie pięć minut: Amerykanie boleśnie się przekonali, że wybitnych piłkarzy nie da się wyprodukować w fabrykach, nawet jeżeli to są najlepsze fabryki. USA piłkarską potęgą na razie nie są i raczej szybko nie będą. Teraz się mówi, że znowu zorganizują mundial – w 2026 roku.
Amerykanie na ogół nie lubią soccera, jak się u nich określa piłkę nożną, a nawet więcej, wielu czuje do tego sportu autentyczną niechęć. Dlaczego tak jest? Na ogół wymienia się tutaj przyczyny sportowe i pozasportowe. Wśród tych pierwszych jest przekonanie, że to nudny sport. Amerykanie nie rozumieją, jak gra może się kończyć wynikiem 0:0. Są przyzwyczajeni z innych rozgrywek, że wynik zmienia się szybko i w efektowny sposób. Poza tym piłka nożna – przechodzimy do względów pozasportowych – chce podważyć tradycyjny układ sił w amerykańskim sporcie, czyli innymi słowy zakwestionować amerykańskie wartości. A te dla wielu Amerykanów są świętością.
W amerykańskim sporcie rządzi tzw. wielka czwórka. Są to (w kolejności od najbardziej popularnych): futbol amerykański, bejsbol, koszykówka i hokej. Tak było, jest i tak ma pozostać – uważa wielu zwyczajnych ludzi, ale i wpływowych dziennikarzy. Tom Weir, komentator „USA Today", ujął to finezyjnie: „Zwalczanie piłki nożnej jest bardziej amerykańskie niż tarta jabłkowa, pikap czy sobotnie popołudnia spędzane przed telewizorem". (Podaję za Franklinem Foerem, autorem książki „Jak futbol objaśnia świat").