Technologia idzie naprzód, a gospodarka drepcze w miejscu

Ebrahim Rahbari, z ekonomistą w departamencie analiz globalnych Citigroup rozmawia Grzegorz Siemionczyk

Aktualizacja: 06.02.2017 15:43 Publikacja: 15.10.2016 12:32

Technologia idzie naprzód, a gospodarka drepcze w miejscu

Foto: Archiwum

Od kilku lat wyraźnie hamuje aktywność handlowa na świecie. Światowa Organizacja Handlu pod koniec września oceniła, że w tym roku – po raz pierwszy od 15 lat – wzrost wolumenu wymiany handlowej nie dotrzyma kroku wzrostowi globalnego PKB. Co się dzieje?

Przyczyn tego spowolnienia w handlu jest wiele. Ale jedną z najistotniejszych jest według mnie zmiana struktury wzrostu światowej gospodarki. Chodzi o spowolnienie w inwestycjach, które pociąga za sobą spowolnienie wzrostu aktywności w przemyśle. Tymczasem inwestycje i przemysł intensyfikują wymianę handlową bardziej niż konsumpcja i usługi. Na to nakłada się jeszcze m.in. zastój w liberalizacji handlu międzynarodowego.

Spowolnienie w handlu ma jakieś przełożenie na koniunkturę w światowej gospodarce czy jest to tylko teoretyczna ciekawostka?

Według mnie to zjawisko negatywnie oddziałuje na wzrost gospodarczy. Po pierwsze, handel pozwala wyrównywać koniunkturę na świecie, bo daje słabym gospodarkom możliwość skorzystania z popytu silniejszych gospodarek. To ma wymiar strukturalny, gdy ubogie kraje eksportują do bogatych, ale też cykliczny, gdy gospodarki, które borykają się z recesją lub stagnacją, eksportują do tych bardziej dynamicznych. Po drugie, handel to swego rodzaju pas transmisyjny dla technologii, pozwala je rozpowszechniać na całym świecie. Umożliwia też firmom osiąganie korzyści skali. Dlatego zastój w handlu jest szkodliwy dla globalnej gospodarki.

Rozumiem jednak, że w tej mierze, w jakiej niemrawy wzrost wymiany handlowej jest związany ze spowolnieniem inwestycji, jest on zjawiskiem przejściowym?

Niekoniecznie. Wszystko zależy od tego, skąd się bierze spowolnienie w inwestycjach. Aktywność inwestycyjną na pewno tłumi niepewność i to jest akurat czynnik przejściowy. Firmy odwlekające inwestycje nie będą tego robiły w nieskończoność. Ale są też inne przyczyny niechęci firm do inwestowania, które mogą być zjawiskiem trwałym. Niektóre podmioty po prostu nie widzą perspektyw rozwoju.

Wśród źródeł niskiej aktywności inwestycyjnej na świecie wymienia się też postęp technologiczny. Współcześni giganci, tacy jak Google i Facebook, nie inwestują tyle, co giganci epoki przemysłowej, bo nie potrzebują fabryk, maszyn...

To może być jeden z czynników, które mogą tłumaczyć ślamazarność inwestycji. Ale warto zauważyć, że postęp technologiczny może też bezpośrednio wpływać na dynamikę handlu. Korporacje epoki cyfrowej nie muszą w takim stopniu, jak koncerny przemysłowe, przenosić produkcji do krajów o tańszej sile roboczej, bo mają relatywnie mniejsze zatrudnienie. Tymczasem offshoring wiązał się nie tylko z transferem miejsc pracy i kapitału, ale też gotowych towarów. W skali globalnej offshoring napędzał więc handel. Jeśli dla nowoczesnych firm koszty pracy nie są kluczowe i nie muszą one przenosić swojej działalności za granicę, to siłą rzeczy wymiana handlowa rośnie wolniej. To jest zjawisko, które może być neutralne z perspektywy gospodarek rozwiniętych, ale szkodzi gospodarkom rozwijającym się.

Natura dzisiejszego postępu technologicznego utrwala różnice między gospodarkami rozwiniętymi i wschodzącymi?

W tej mierze, w jakiej nowe technologie ograniczają zatrudnienie w przemyśle, rzeczywiście szkodzą one bardziej krajom rozwijającym się, bo tam udział przemysłu w strukturze zatrudnienia jest większy.

Nie ma powrotu do dawnego porządku, gdy wolumen wymiany handlowej zwiększał się dwukrotnie szybciej niż globalny PKB?

Nie spodziewam się, abyśmy w przewidywalnej przyszłości wrócili do takiego stanu rzeczy.

W ostatnich latach – inaczej niż w apogeum kryzysu finansowego, który trwał na Zachodzie – źródłem obaw o perspektywy światowej gospodarki były głównie kraje wschodzące. Wydaje się jednak, że te obawy powoli ustępują. Międzynarodowy Fundusz Walutowy zrewidował niedawno prognozy wzrostu światowej gospodarki wyłącznie z powodu rozczarowującej koniunktury na Zachodzie. Gospodarki wschodzące wychodzą na prostą?

Niezupełnie. Modele wzrostu wielu gospodarek wschodzących nie działają, to nie jest coś, co się zmieni z dnia na dzień. Prawdą jest natomiast, że doszło do cyklicznej poprawy w najsłabszych ostatnio gospodarkach wschodzących, takich jak Rosja czy Brazylia. Te kraje powoli wychodzą z recesji. Ale nie należy oczekiwać, że wrócą na ścieżkę wzrostu, do jakiego przywykły. Postęp technologiczny czy niskie ceny surowców – to tylko kilka wyzwań, w obliczu których stoją gospodarki wschodzące.

Wspomniane obawy o kondycję gospodarek wschodzących miały w dużej mierze związek z hamowaniem Chin. Ten temat też zniknął z czołówek gazet...

Chiny pozostają krajem o niezrównoważonej gospodarce. Co więcej, ta nierównowaga – szczególnie finansowa – jeszcze się powiększa. Chinom udało się wprawdzie uniknąć krótkoterminowej zapaści, tzw. twardego lądowania, bo władze podjęły działania stymulujące gospodarkę. Ale to nie jest długoterminowe rozwiązanie problemów Państwa Środka, po prostu zostały one odsunięte w czasie.

Co to za problemy?

Między innymi nadmiar mocy produkcyjnych w niektórych branżach i ogromne zadłużenie sektora prywatnego. Boomy kredytowe rzadko kiedy kończą się dla gospodarki dobrze. Nie widzę powodów, aby sądzić, że w Chinach będzie inaczej.

Za poważne zagrożenie dla gospodarek wschodzących, szczególnie tych o sporym zadłużeniu w dolarach, uchodziła przez długi czas normalizacja polityki pieniężnej w USA. Ale kraje te miały dużo czasu, żeby się na podwyżki stóp przez Fed przygotować. Jak go wykorzystały?

Gospodarki wschodzące to nie jest homogeniczna grupa, mocno się między sobą różnią. Dwie lub trzy podwyżki stóp w USA w najbliższych latach nie powinny być dla większości z nich problemem. Jeszcze rok temu, a nawet pół roku temu istniało ryzyko, że podwyżki te zbiegną się w czasie z innymi zagrożeniami dla gospodarek wschodzących. Dziś jednak część z tych zagrożeń uległa zmniejszeniu, nie obserwujemy już ostrego załamania cen surowców, a Chiny na razie nie doświadczają twardego lądowania.

Inną kwestią jest to, że Fed wcale się z normalizacją polityki pieniężnej nie spieszy. Minął już niemal rok, od kiedy zdecydował się na pierwszą podwyżkę głównej stopy procentowej w USA, a drugiej wciąż nie było. Czy dziś, gdy gospodarka USA rozwija się równie wolno, co strefa euro, Fed ma w ogóle przestrzeń do podwyżek stóp?

Ma, ale bardzo ograniczoną. Kilka podwyżek stóp raczej gospodarce USA nie zaszkodzi. Stopa bezrobocia jest już poniżej historycznej średniej, obserwujemy rodzące się oznaki presji cenowej. Inflacja bazowa wróciła nawet do długoterminowej średniej, ale jest mało prawdopodobne, że presja cenowa będzie narastała w znaczący sposób.

Dobrej koniunkturze na rynku pracy towarzyszy jednak anemiczny wzrost gospodarki. W tym roku PKB USA może się powiększyć o mniej niż 2 proc. Jak to tłumaczyć?

W USA, podobnie jak w wielu innych gospodarkach, bardzo wolny jest wzrost produktywności, jeden z kluczowych czynników determinujących wzrost PKB. To zjawisko ma wiele przyczyn. Jedną z nich może być to, że choć postęp technologiczny jest bardzo szybki, to dyfuzja innowacji jest ograniczona. Nie rozprzestrzeniają się one na całą gospodarkę.

Niektórzy ekonomiści sądzą, że produktywność pracy rośnie, tylko nie potrafimy jej poprawnie mierzyć.

Na pewno popełniamy jakieś błędy pomiaru, ale zawsze je popełnialiśmy. Nie mam pewności, czy one są dziś większe niż dawniej. Natomiast pewnym problemem, jeśli mowa o jakość danych, jest to, że ludzie są dziś najwyraźniej mniej skłonni do wypełniania ankiet, na których bazują podstawowe wskaźniki makroekonomiczne. Ten problem wyszedł na jaw w Japonii, ale może się też odnosić do innych krajów.

Podczas gdy Fed przymierza się do podwyżek stóp, Europejski Bank Centralny wciąż myśli o łagodzeniu polityki pieniężnej. Gospodarka Eurolandu tego potrzebuje?

Strefie euro przydałby się impuls popytu, ale nie mam pewności, czy może go zapewnić poluzowanie polityki pieniężnej. Ona powinna być wykorzystywana do łagodzenia szoków, takich jak kryzysy finansowe, a nie do napędzania gospodarki. Niektórym krajom, np. Włochom czy Grecji, jeszcze łagodniejsza polityka pieniężna może pewnie pomóc, ale strefie euro jako całości raczej nie. Według mnie bilans korzyści i kosztów ultraluźnej polityki pieniężnej staje się coraz bardziej nieoczywisty.

Jakie koszty luźnej polityki pieniężnej ma pan ma myśli?

Skutków ubocznych łagodnej polityki pieniężnej jest wiele. Niemal zerowe stopy procentowe zmuszają ludzi do pogoni za rentownością, a to nie sprzyja jakości i bezpieczeństwu inwestycji. Z kolei firmy, dzięki taniemu kredytowi, mogą odkładać restrukturyzację, utrzymywać nadmierne moce produkcyjne. Na to nakładają się jeszcze zakłócenia na rynkach finansowych, gdzie niektóre sygnały stały się nieczytelne.

CV

Ebrahim Rahbari związany z jest z Citigroup od 2010 r. Do ub.r. pracował jako ekonomista ds. globalnych w londyńskim oddziale tego banku, obecnie zaś w nowojorskiej centrali. Rahbari jest absolwentem Uniwersytetu Oksfordzkiego oraz studiów doktoranckich w Londyńskiej Szkole Biznesu (LBS).

Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza