Po tym, jak Donaldowi Trumpowi nie udało się doprowadzić w Kongresie do unieważnienia Obamacare, na rynkach finansowych wyraźnie zmalała wiara w możliwości prezydenta USA. Inwestorzy nabrali wątpliwości, czy uda mu się rozruszać gospodarkę, jak deklarował. Rzeczywiście incydent z Obamacare świadczy o bezsilności Trumpa?
Inwestorzy nastawiali się na to, że po wstrzymaniu zmian w systemie opieki społecznej, znanych jako Obamacare, Kongres szybko zajmie się pomysłami fiskalnymi Trumpa, w tym m.in. obniżkami podatków dla spółek i gospodarstw domowych. W USA stawka CIT to 35 proc., więc jej obniżenie do 20 proc., czyli przeciętnego poziomu obowiązującego w Europie, stanowiłoby potężny bodziec dla amerykańskiej gospodarki. A do tego Trump zapowiadał 1 bln USD inwestycji infrastrukturalnych. To byłby ogromny program stymulacyjny. Sprawa Obamacare uświadomiła wszystkim, że jego przeforsowanie nie będzie łatwe. W końcu wielu republikanów to jastrzębie w dziedzinie polityki fiskalnej, którzy zostali wybrani do Kongresu właśnie dlatego, że sprzeciwiają się zwiększaniu deficytu budżetowego. Dziś więc inwestorzy bardziej trzeźwo patrzą na to, co Trump może faktycznie osiągnąć.
Ale niektóre z jego pomysłów, które mogą mieć istotny wpływ na gospodarkę USA, mają chyba szerokie poparcie w Kongresie.
To prawda. Dotyczy to w szczególności propozycji protekcjonistycznych, które stanowią dużą część programu Trumpa. Jeden z przykładów to taka korekta systemu podatkowego, aby premiowała eksport i tamowała import (tzw. border-adjustment tax – red.). Politykom wydaje się, że to może doprowadzić do renesansu amerykańskiego przemysłu, przywrócić wiele miejsc pracy. Dlatego prawdopodobieństwo, że ta z zapowiedzi Trumpa zostanie zrealizowana, oceniam na około 50 proc.
Jakie to miałoby konsekwencje?