Ogromna niemiecka nadwyżka handlowa jest również jednym z czynników destabilizujących strefę euro. Wyjaśniał to w swoich publikacjach Janis Waroufakis, były grecki minister finansów. Przed wybuchem kryzysu w strefie euro nadwyżka ta była kierowana poprzez system bankowy do oferujących dobrą stopę zwrotu krajów z peryferii strefy euro. Ten kapitał napędzał tam boom kredytowy oraz bańki spekulacyjne na rynkach nieruchomości. Po wybuchu kryzysu ten mechanizm przestał działać. Kapitał wrócił do Niemiec, a kraje z peryferii doznały załamania inwestycji i popytu konsumenckiego, co zostało pogłębione przez narzucaną przez Niemcy i Brukselę politykę cięć fiskalnych. To pomaga zrozumieć, dlaczego stopa bezrobocia w Niemczech sięgała w kwietniu zaledwie 3,9 proc., a w Hiszpanii – 18,8 proc.
Choć niemieccy politycy lubią narzekać na proinflacyjną politykę Europejskiego Banku Centralnego, to paradoksalnie ta polityka bardzo w ostatnich latach pomagała Niemcom zwiększać nadwyżkę handlową. Słabsze euro pozwalało na utrzymywanie konkurencyjności niemieckich produktów eksportowych na światowych rynkach. – Gdybyśmy nadal mieli markę niemiecką, byłaby ona wyceniana inaczej niż obecnie euro – przyznała Angela Merkel.
Niemcy wciąż się jednak bronią, argumentując, że wzrost ich nadwyżki handlowej to głównie dowód na to, że niemieckie produkty są dobrej jakości. Słabe euro to nie ich wina. To skutek niezależnej polityki EBC. Nie wspominają, że ta polityka nie byłaby obecnie ultraluźna, gdyby wcześniej niemieccy politycy nie przyczynili się swoimi działaniami do pogłębienia kryzysu na peryferiach Eurolandu. I gdyby wcześniej niemiecki kapitał nie napędzał baniek kredytowych w Hiszpanii czy w Grecji.
Wydawajcie więcej!
Czy jest jednak sposób na zmniejszenie niemieckiej nadwyżki handlowej? – Jest ona skutkiem interakcji pomiędzy ciasną niemiecką polityką fiskalną a zwiększoną konkurencyjnością związaną z tym, że Niemcy są częścią unii walutowej. Drugiego z tych czynników nie da się zlikwidować, jeśli Niemcy nie opuszczą strefy euro. Ale polityka fiskalna może zostać rozluźniona. Niemcy mają obecnie nadwyżkę budżetową, która powinna rosnąć w nadchodzących latach. Ich dług publiczny, wynoszący 68 proc. PKB, jest o 20 pkt proc. niższy od brytyjskiego i powinien znacząco się zmniejszyć. Luźniejsza niemiecka polityka fiskalna oznaczałaby niższą narodową stopę oszczędności, a co za tym idzie – niższą nadwyżke zewnętrzną – wskazuje Roger Bootle, były doradca ekonomiczny Margaret Thatcher i zarazem szef firmy badawczej Capital Economics.
Niemcy stać na zwiększenie wydatków fiskalnych, a jednocześnie wyszłoby na dobre ich gospodarce. Mogłyby dzięki temu np. odnowić swoją infrastrukturę transportową – często pamiętającą czasy kanclerza Adenauera. Infrastrukturę, która zbyt często jest zaniedbana. „Niemcy mają jedną z najniższych stóp inwestycji publicznych spośród krajów rozwiniętych. Samorządy, które są odpowiedzialne za połowę inwestycji publicznych, mają obecnie niezrealizowane projekty inwestycyjne warte łącznie 136 mld euro, czyli 4,5 proc. PKB. Niemieckie szkoły potrzebują na samą naprawę budynków dodatkowe 35 mld euro. Równocześnie inwestycje prywatne w Niemczech zostały osłabione przez to, że wiele spółek woli inwestować za granicą" – pisze Marcel Fratzscher, przewodniczący Niemieckiego Instytutu Gospodarczego DIW. Jego zdaniem, wzrost wydatków na inwestycje publiczne przyczyniłby się do zwiększenia importu do Niemiec, a to zmniejszyłoby nadwyżkę handlową – przynajmniej w średnim terminie.
Peter Bofinger, członek Niemieckiej Rady Ekspertów Ekonomicznych, przypomina zaś, że jednym ze źródeł eksportowego sukcesu Niemiec jest to, że skutecznie zduszono tam wzrost płac. W zeszłej dekadzie socjaldemokratyczny (i przyjazny wielkiemu biznesowi) rząd Gerharda Schrödera zdemontował dużą część niemieckiego państwa socjalnego i mocno poluzował regulacje dotyczące zwalniania pracowników oraz zatrudniania ich na „śmieciówki". To przyczyniło się do tego, że w latach 2004–2007 i 2013–2016 wynagrodzenia zwiększały się wolniej niż wynosi poprawa wydajności w przemyśle. Zmniejszyło to koszty, ale wpłynęło negatywnie na popyt wewnętrzny (który ożywił się dopiero w ostatnich dwóch latach, w związku z mocnym spadkiem cen paliw). Podwyżki płac w Niemczech nieco zmniejszyłyby marże wielkich koncernów produkujących na eksport, ale też pozytywnie wpłynęły na popyt wewnętrzny.